sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 1

Pierwsze zajęcia zapoznawcze. Mało słuchałam, bo wciąż myślałam o Horanie. On tu jest. Blisko. Uśmiechnął się do mnie. O, Boże… Ktoś klepnął mnie po ramieniu i podskoczyłam. Tak jak moje ciśnienie.
- Miło, że do nas wróciłaś.- uśmiechnęła się opiekunka. Odwzajemniłam niepewnie uśmiech.
- Przepraszam.- burknęłam. Machnęła ręką.
- Nie ma sprawy. Wiem, że zanudzam.- zaśmiała się jak i cała grupa. Fajna babka. Zaśmiałam się cicho. Spoważniała po paru chwilach.- Opowiedz nam o sobie.
Speszyłam się nieco, bo nie lubię rozmawiać o sobie. Nie potrafię. Wtedy całe moje ciało odmawia posłuszeństwa, nie mogę wydukać słowa. Ale czas się otworzyć… W końcu… Po to tu jestem.
- Nazywam się Skylynn…- usłyszałam chórek mówiący „Cześć, Skylynn”. Uśmiechnęłam się pod nosem.- Mam 18 lat. Mam sporo problemów i nie chcę o nich mówić, ale jednym z nich jest okaleczanie się.- zapadła głucha cisza. Westchnęłam i kontynuowałam.- Okaleczam się od kilku lat. I to wszystkim co znajdę. Rozbite lustro czy butelka, cyrkiel, nożyczki, nóż czy żyletka. Wszystko co ostre. Chociaż mogłabym użyć nawet kamienia i rozwaliła sobie nadgarstek, gdybym nie wytrzymywała. Rozdaję rady i pomoc na prawo i lewo, ale sobie już pomóc nie potrafię. Nie umiem słuchać się własnych rad.- spuściłam głowę.- Uzależniłam się od tego i od papierosów. Lubię czuć własny ból. Czuję wtedy, że, niestety, nadal żyję. Chociaż nie. Ujmę to inaczej. Nie żyję, a istnieję. Żyję, bo muszę. - tymi słowami zakończyłam swój opis.
Wszyscy zgromadzeni zamilczeli. Bez słowa wstałam i wyszłam z sali. Skierowałam się do wyjścia na taras. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o barierkę, zawieszając się na niej na brzuchu. Zamknęłam oczy. Tak po prostu stąd zlecieć. W dół. Otworzyłam oczy i ujrzałam beton, kilka metrów pod moją twarzą. Odetchnęłam i odchyliłam się stając na równe nogi. Wzięłam głęboki wdech czystego powietrza. Nie. Jednak nie czystego. Dym papierosowy. Odwróciłam się i moje oczy napotkały te same niebieskie tęczówki co przed budynkiem.
- Kogo moje oczy widzą? Panienka z komitetu powitalnego.- powiedział z delikatnym uśmiechem na blado różowych ustach, które chwilę potem zwilżył językiem.
Miałam lekko rozchylone wargi i patrzyłam na niego ostrożnie. Przyglądałam się ułożeniu jego włosów, zadziornemu uśmieszkowi na ustach i rękom w kajdankach. W jednej dłoni trzymał łańcuch- prawdopodobnie po to, aby nie zabić się jak szedł-, a w drugiej trzymał- co mnie zbytnio nie zdziwiło- papierosa. Jeśli dobrze odczytałam nazwę to był to Chesterfield. Chyba czerwony wnosząc po mocnym zapachu. Popatrzyłam na jego twarz. On również mi się uważnie przyglądał. Oblizałam nerwowo wargi przez co jego uśmiech się poszerzył. Wiedział, że budzi we mnie strach, i właśnie to dawało mu satysfakcję. Chciał czuć czyjeś przerażenie, wywołane jego osobą. Jego samą obecnością. Chciał mieć tę pewność, że ludzie się go boją i nie chcą przebywać w jego towarzystwie.
- Dym papierosowy cię nie płoszy?- zapytał cicho, po czym uniósł do ust dłoń z papierosem i wziął głęboki wdech. Nie odezwałam się przez chwilę, by zobaczyć jak dróżka dymu wylatuje z pomiędzy jego warg, by na koniec ich kąciki uniosły się w delikatnym uśmiechu, w którym było coś niepokojącego.
- Nie, nie płoszy mnie. Byłbyś tak miły i poczęstował mnie jednym?- popatrzyłam na niego, gdy jego brwi uniosły się wyżej na moje słowa.
- Grzeczne dziewczynki nie palą.- obejrzał mnie od góry do dołu.
- A kto powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką?- na moje słowa ponownie zwilżył swoje wargi językiem, wyjął z kieszeni paczkę- tak, zgadłam- Chesterfield’ów i wyciągnął w moją stronę.
Przybliżyłam się trochę i sięgnęłam po papierosa. Gdy go wyciągałam czułam jego wzrok na mojej dłoni. Przyglądał się jej.
- Taka delikatna… Niewinna… Bezbronna.- szeptał pod nosem.
Zabrałam rękę z papierosem między palcami i w ułamku sekundy przed moją twarzą zawisła ręka z zapalniczką. Popatrzyłam na jej właściciela.
- Jestem dżentelmenem..- próbował uśmiechnąć się bardziej uroczo niż złośliwie czy groźnie, co mnie bardzo zdziwiło, a na moich ustach wyrósł delikatny uśmiech. Miło, że jakoś starał się przypodobać, choć zdziwiło mnie to, że akurat mi.
Pochyliłam się lekko, aby mógł podpalić mi nikotynową bombę i z mojego ramienia spłynął kosmyk moich długich jasnych włosów. Jakoś się tym nie przejęłam, gdy nagle poczułam jak się unoszą. Popatrzyłam w bok i Horan właśnie zakładał mi kosmyk za ucho, przy czym delikatnie musnął mój policzek swoim kciukiem. Jego kącik ust drgnął. Przez jakiś moment nie zabierał ręki, a ja-o dziwo- nie chciałam, żeby ją zabierał. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, w których nie widziałam nic prócz chęci zmiany i samotności. Posłałam mu ciepły uśmiech, który po chwili odwzajemnił i powoli zabrał rękę. Zadrżałam, gdy jego ręka opuściła okolice mojej twarzy. Odchrząknął i odsunął się.
- Dziękuję za papierosa.- szepnęłam zaciągając się trującym dymem, nadal patrząc na jego osobę. Kiwnął głową i bez słowa zszedł z tarasu i wszedł do wnętrza budynku, zostawiając mnie samą, palącą tytoniową śmierć.
Chwilę za nim patrzyłam, nie przestając palić Chesterfield’a. Drgnęłam, gdy moje usta przeszedł palący dreszcz, pochodzący od spalonego już filtru papierosowego. Pokręciłam głową z dezaprobatą samej sobie i wyrzuciłam peta do stojącej obok popielniczki. Poprawiłam swój kremowy top i powoli weszłam przez drzwi, które momenty wcześniej odwiedził blondyn. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Salon. Dość przestrzenny i jasny pokój. Siedziało w nim sporo ludzi. Jedni w kajdankach, drudzy nie. Zmrużyłam oczy, patrząc na zgromadzonych tu osobników i przeszłam na fotel stojący wolno w końcu sali. Podkuliłam pod siebie nogi, obejmując je ramionami i dyskretnie przyglądałam się każdemu z osobna. Większość przebywających tu osób to mężczyźni. Grali w karty. Oglądali telewizję lub siedzieli na krzesłach i patrzyli tępo w ścianę. Nikt nie rozmawiał. Słychać było tylko szum z telewizora i cichą muzykę klasyczną z radia, stojącego na parapecie. Poczułam na plecach przechodzący mnie dreszcz. Rozejrzałam się i moje oczy napotkały wzrok mężczyzny, podejrzewam, że był po czterdziestce. Wysoki, barczysty i z ciemnym zarostem. Widać było, że jest groźny po samej jego postawie. Lekko zgarbione plecy i zaciśnięte pięści mówiły tylko o tym, że chce jak najszybciej się stąd wydostać. Jest gotowy na ruch z każdej strony. Czeka na przeciwnika. Na ucieczkę. Spojrzałam w jego ciemne, wrogie oczy. Jest gotowy zabić, by znaleźć się gdzie indziej byle nie tu. Zacisnęłam wargi, wstając z fotela. Poruszył się i w ułamku sekundy znów siedziałam na fotelu z jego twarzą usadzoną nad moją. Z jego rozchylonych warg wydobywał się nieprzyjemny zapach. Skrzywiłam usta w grymasie i starałam się nie oddychać. Nagle za jego plecami zobaczyłam blond czuprynę, a potem na jego ramieniu wylądowała dłoń, która w jednej chwili zacisnęła się na jego ramieniu i odciągnęła go ode mnie. Spojrzałam na swojego wybawcę. Horan. Uśmiechnął się do niego sztucznie i bez słowa odepchnął go od siebie na mniej więcej odległość jednego metra. Mężczyzna spojrzał na niego groźnie, posłał mi swój ohydny żółty uśmiech i odszedł, zaciskając pięści. Usiadłam prosto. Moje wargi się rozchyliły i zadrżały. Tak jak całe moje ciało. Spojrzałam na blondyna. Znów się mi przyglądał.

__________________________________________
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podoba. Dość długo go pisałam, bo aż dwa tygodnie, a i tak jest jaki jest, czyli nie idealny, a bardziej podchodzący pod 'badziewie', ale zostawię to Wam do skomentowania. I, proszę, jeśli przeczytacie to zostawcie po sobie komentarz. Nawet buźkę. Nie wiecie jak komentarze motywują i cieszą. :) x

środa, 25 czerwca 2014

Zwiastun

~
Zwiastun do mojego opowiadania wykonałam sama- i to w programie, który aż prosi się o to bym przybiła mu piątkę, krzesłem w ekran-, więc, proszę, PROSZĘ, nie komentujcie go źle.
I mam nadzieję, że się spodoba. :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Prolog

- Nie chcę tam jechać!- krzyknęłam na całe auto, że moi rodzice skrzywili się na ten dźwięk.
- Musisz.. To co robisz jest złe.- powiedziała moja „kochana” mamusia.
Przewróciłam oczami i poruszyłam bezgłośnie ustami: „To co robisz jest złe.”. Nie będą mi mówić co jest dobre, a co złe, skoro zostawili mnie na pastwę stryja, a sami pojechali na Karaiby i płowili się w słońcu i oceanie. Nie odzywałam się przez całą drogę do ośrodka. Tak, dokładnie. Ośrodek dla młodzieży, która buntuje się i próbuje zrobić coś wbrew prawu. Innymi słowy: ośrodek dla młodzieży, która ma tak nasrane na bani, że tnie się, gwałci, morduje. Ja tylko się tnę, a wszyscy robią z tego wielką aferę! Nie boję się tam jechać, tylko nie chcę. Nie pozwolą mi tam zadawać się z moimi ostrymi przyjaciółkami. Mam swoje problemy, o których oni nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. Chcą się mnie tylko pozbyć. Najciekawsze jest to, że ten ośrodek jest połączony ze szpitalem psychiatrycznym dla morderców. Dobra, tego się już trochę boję.
Po dwóch godzinach dojechaliśmy i ojciec zatrzymał się przed ogromnym budynkiem. Był piękny. Taki mroczny i tajemniczy, ale z innej strony jasny i łagodny. Nie podoba mi się tutaj. Rodzice poprowadzili mnie w stronę schodów i właśnie wtedy na podjazd przed schodami zatrzymał się wóz pancerny. Zatrzymaliśmy się i patrzyliśmy kto z niego wyjdzie. Strażnicy wyszli z przednich siedzeń i podeszli do tyłu. Wiatr zawiał mocno i poczułam ich strach. Bali się tego kogoś w środku. Powoli otworzyli drzwi i wyciągnęli jakiegoś mężczyznę. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Miał mniej więcej 20 lat. Spojrzał mi głęboko w oczy. Jego tęczówki były piękne. Jak szafiry. Zadziornie się uśmiechnął. Coś zabrzęczało. Spojrzałam trochę niżej i ujrzałam, że ma kajdanki na nadgarstkach i kostkach. Zaciskał pięści. Strażnicy szarpnęli go lekko i poprowadzili do środka.
- Boże…- powiedziałam cicho w powietrze, które powiało moje słowa do uszu 20-letniego boga o oczach jak morska fala. Poczułam jego szeroki uśmiech.- To morderca…- powiedziałam do siebie, wodząc wzrokiem po jego umięśnionych plecach obciśniętych pomarańczowym kombinezonem.- To Niall Horan.



___________________________________________________

Wybaczcie, że taki krótki, ale cóż... Prolog to prolog. I jest trochę nudny, ale rozdziały są, mam nadzieję, lepsze. Miłego czytania. x
+ Wybaczcie mi wygląd bloga/ tła/ czcionki i wszystkiego innego, bo nie jestem obeznana w Bloggerze, więc przepraszam. xx

Bohaterowie


Skylynn Peaters | 18 lat| autoagresja| „Nikt nie będzie mówił mi co mam robić, bo nikt za mnie MOJEGO życia nie przeżyje.”


Niall Horan |20 lat| morderca; schizofrenia| „Jestem mega uroczy, mam blond włosy i niebieskie oczy. A to, że mówicie, że jestem chory psychicznie to wasz problem.”

_________________________________________________

Następni bohaterowie będą dodawani z czasem. x

niedziela, 15 czerwca 2014

Fabuła

Nastoletnia Skylynn Peaters trafia do ośrodka dla młodzieży z problemami, a w tym samym czasie do szpitala psychiatrycznego dla seryjnych morderców trafia 20-letni Niall Horan. Oba te miejsca znajdują się w jednym budynku, co sprowadza do wielu kontrowersji. Ci dwoje nawiązują kontakt, bo czują się w swoim towarzystwie dobrze. Wkrótce dookoła zaczynają ginąć pacjenci. Nie tylko ośrodka, ale i szpitala. Wszyscy obwiniają się wzajemnie. Ale konstrukcja ma swój własny sekret. Niall i Skylynn będą chcieli dowiedzieć się jaki, jednocześnie zbliżając się do siebie.