środa, 20 sierpnia 2014

Notka informacyjna

Witam!
Po pierwsze- zmieniłam wygląd bloga, więc mam nadzieję, że podoba się nowy wystrój, że jest bardziej czytelny.
Po drugie- wybaczcie mi za czcionkę, a raczej za różne wielkości, ale nie wiem co się stało, bo być może podczas kopiowania tekstu z Word'a coś się poprzestawiało i zmieniło jej wielkość, a gdy chcę to przerobić w poście to po prostu jest tak samo, więc przepraszam, ale mam nadzieję, że da się odczytać tekst.
Po trzecie- ze względu na to, że już za niedługo rozpocznie się rok szkolny to rozdziały zapewne będą wstawiane rzadziej niż dotychczas, bo lekcje, prace domowe, wiecie o co chodzi. Zależy też od tego czy będę mieć wenę czy też nie.
I po czwarte- jeśli czytacie to FanFiction to proszę zostawcie po sobie komentarz, bo nawet nie wiecie, jak one strasznie motywują do pisania. Możecie też dodać się do obserwatorów tego bloga, więc chyba będziecie dostawać wtedy powiadomienia czy coś w tym rodzaju. Albo dodać kontakt do siebie w stronie 'Kontakty', więc będę Was informowała o rozdziałach.
Więc, myślę, że to na tyle. :)
+ Pytania:
1. Cieszycie się, że wracacie do szkoły? :)
2. Co robiliście w te wakacje? :)
3. Jak myślicie jak będą wyglądały dalsze losy Skylynn? :)
4. Wolelibyście Skiall (Skylynn+ Niall) czy Skiam (Skylynn+ Liam)? :)
Miłego dnia, Kochani!

Szablon

Szablon pobrałam z http://graphicpoison.blogspot.com/

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 4

Wchodziłam powoli po schodach, które wydawały ciche skrzypnięcia pod moją wagą. Ten budynek był ogromny. Miał mnóstwo korytarzy. Ściany były obklejone starą tapetą, która odrywała się przy suficie. Jednak nie było tak źle. Pokoje były odnowione. I to dość niedawno, bo w niektórych wciąż można było wyczuć zapach farby i starego tynku. Szukałam swojego pokoju. Na każdych drzwiach były wygrawerowane inicjały każdego mieszkanka tej parceli, delikatnie wypełnione złotą farbą. Ach! Znalazłam. S.P. Położyłam dłoń na chłodnej klamce i lekko ją nacisnęłam. Popchnęłam drzwi, które pod wpływem ruchu wydały cichy dźwięk, uświadamiający mi, że są stare. Jak cały budynek z resztą. Gdy zrobiłam pierwszy krok do środka, zamarłam. Pokój miał szare ściany z czarnymi naklejkami w kształcie wzorków. Nie jestem dzieckiem, ale muszę przyznać, że wyszło im to całkiem przyzwoicie. Dobrze, że nie przesadzili. Przeniosłam wzrok na resztę pomieszczenia. W rogu stało dwuosobowe łóżko z czarną kapą i wieloma poduszkami na nim. Czy ja jestem w niebie? Po jego bokach stały drobne szafki. Na jednej stała lampka nocna, a na drugiej wazon ze świeżymi kwiatami. Podeszłam bliżej i w końcu poczułam. Lawenda. Pięknie. Mogę spokojnie umrzeć. Promienie słońca i czyste powietrze przedostawało się do pokoju przez otwarte okno, z którego widok był cudowny. Ukazywał mi się cały ogród. Uliczki. Drzewa. Nawet strumyk, przy którym niedawno byłam z nim. Wzdrygnęłam się na samą myśl i nagle mnie oświeciło. Moja ręka! Wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu łazienki i po kilku chwilach znalazłam ją i zakluczyłam się w środku. Podeszłam do umywalki, podciągając rękaw bluzy i znów tego dnia zamarłam. Żadnej krwi. Żadna z ran nie jest otwarta. Co… Wyszłam z łazienki jak zombie. Nie reagowałam na nic, bo byłam pogrążona w swoich myślach. Ktoś na mnie wpadł i wyrwał mnie z zamyślenia. Złapał mnie delikatnie za ramiona, bym nie upadła. Automatycznie chwyciłam dłońmi twardych jak stal ramion dla utrzymania równowagi. Gdy wiedziałam, że stoję już stabilnie i nie potrzebuję pomocy puściłam czyjeś ręce, a one puściły mnie. Spojrzałam na swojego ‘wybawcę’, a moje oczy napotkały ciepłe brązowe oczy, w których skakały iskierki, ale w głębi dało się zauważyć ból.
- Przepraszam- bąknęłam cicho i spuściłam wzrok, zagryzając nerwowo dolną wargę.
- Nic nie szkodzi. To ja powinienem przeprosić. Przepraszam. Nie wiedziałem, gdzie idę i miałem głowę w chmurach. Przepraszam.- powiedział szybko, na co uniosłam lekko brwi i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Nie musisz powtarzać. I przepraszać.- powiedziałam spokojnie. Już otwierał usta by coś powiedzieć, ale przerwałam mu.- Co powiesz na kompromis?- zapytałam, na co zamknął usta i przyglądał mi się bacznie. Skinął głową bym mówiła dalej, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.- Załóżmy, że całe to zajście się nie zdarzyło, hm?- patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem na ustach i lustrowałam jego twarz.
Jego blado różowe usta wyginały się w uśmiechu, ukazując białe zęby. Miał ciemniejszą karnację ode mnie, a na jego policzkach widoczne były rumieńce, które dodawały mu uroku. Jego jasnobrązowe włosy były postawione do góry, a jego szczęka miała lekki zarost, dodający mu męskiego wyrazu. Mógł mieć mniej więcej 20 lat.
- Pasuje mi taki układ.- jego głos okalało ciepło, co wprawiło moje serce w drganie. Po chwili wyciągnął w moim kierunku swoją rękę.- Jestem Liam.
Chwyciłam ją swoją drobniejszą i uścisnęłam lekko.- Skylynn.- przedstawiłam się.
Chłopak zadziwił mnie tym, że gdy powiedziałam swoje imię, nachylił się lekko, doprowadzając moją dłoń do swoich ust i delikatnie ucałował jej wierzch.
Jeju, moje serce. Myślałam, że za chwilę wyskoczy mi z piersi. Czułam jak moje policzki czerwienieją i spuściłam głowę, by je ukryć, gdy Liam prostował się. Czułam na sobie jego spojrzenie, a moje policzki przybrały już zapewne odcień buraka. Szybko puściłam jego dłoń, jakby mnie poparzyła, a słodyczą dla moich uszu był jego dźwięczny śmiech. Uniosłam na niego wzrok. Uśmiechał się do mnie. Nie wiedziałam czy odwzajemnić uśmiech czy nie, bo znając życie, a przynajmniej mnie, to zacznę uśmiechać się jak skrzyżowanie obłąkańca z klaunem, więc wolę nie.
- Miło mi cię poznać, Skylynn. A teraz wybacz mi, ale muszę iść. Spotkamy się potem na kolacji?- patrzył na mnie z kapką nadziei w oczach i uśmiechu, że nie mogłam i nie chciałam odmówić, więc skinęłam twierdząco głową. Jego uśmiech powiększył się, ucałował szybko mój policzek, znów podnosząc moje ciśnienie, i odszedł w głąb korytarza.
Co się właśnie stało? Weszłam do pokoju, podeszłam do łóżka i opadłam na nie, twarzą w poduszki. Satynowa pościel była delikatna i miła w dotyku. Jej zapach był cytrynowy, który orzeźwiająco wpłynął na moje zmysły i myśli. 
Liam. Czułam wzrastający uśmiech na moich ustach na samo jego imię. Ten jego uroczy uśmiech. Miłe oczy. Włosy, które aż proszą się, by przeczesywać je palcami. I ten głos. Boże. Chcę go usłyszeć ponownie. Zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do mojej jeszcze nie rozpakowanej walizki. Padłam przed nią na kolana, modląc się o ubrania stosowne do nawiązania nowej znajomości. Rozpięłam ją i zaczęłam przerzucać w niej wszystkie szmaty jakie miałam. Wyjęłam z niej w końcu czarną spódnicę do połowy ud w różowe kwiaty, jasno różowy sweterek i czarne rajstopy. Ja wcale się nie stroję, pomyślałam sobie, kiedy spojrzałam na ubrania, które trzymałam. Wstałam i rozebrałam się do bielizny. Jestem chyba jedyną dziewczyną na świecie, która nie miesza majtek ze stanikami, tylko nosi komplety. Naprawdę. Wszystkie dziewczyny jakie znam noszą inne majtki i inne biustonosze. Jak tak można? Naciągnęłam spokojnie na swoje nogi rajstopy. Wyglądały w porządku. Włożyłam sweterek, a potem spódnicę i wsadziłam sweterek za pasek spódniczki dla wygody i, po prostu, lepszego wyglądu. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam w lustro. Westchnęłam i odwróciłam wzrok, czując w oczach napływające łzy. Nienawidzę swojego ciała. Pamiętam jeszcze swoją rozmowę z mamą na ten temat.

- Z czym masz problem?- zapytała, jak gdyby nigdy nic. Posłałam jej puste spojrzenie.
- Nie zrozumiesz.- powiedziałam cicho, chcąc uniknąć tej rozmowy.
- Zrozumiem. Powiedz.- naciskała. Westchnęłam i zamknęłam oczy.
- Chodzi o to, że chociaż bardzo chcę, nie mogę nic zjeść, nie mogę się uśmiechnąć, nie mogę na siebie nawet patrzeć, a to dlatego, że jestem gruba.
- Nie jesteś gruba.- powiedziała, marszcząc brwi.
Prychnęłam.
- Mówiłam, że nie zrozumiesz.- szepnęłam i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając ją w totalnym ogłupieniu.

Gdy tamtego dnia wróciłam do pokoju pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z telefonu żyletkę i wyryłam sobie na brzuchu ‘FAT’. Zawsze byłam, jestem i będę gruba. Jedyne co potem pamiętam to ciemność. A następnie obudziłam się w szpitalu.
Otarłam łzy, które spłynęły mi po policzkach i zrobiłam to co wtedy. Zdjęłam klapkę z telefonu i wyjęłam swoją ostrą przyjaciółkę. Tak, zaprzyjaźniłyśmy się. Chwyciłam ją w palce, obracając ją w nich i je kalecząc. Podciągnęłam po chwili rękaw swetra i przyłożyłam ostrze do skóry. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Mojej skórze brakowało tego dotyku. Bardzo. Nacisnęłam żyletkę do skóry i powoli zaczęłam jechać nią w górę mojego przedramienia. Czułam jak przecina powierzchnię mojego ciała. Czułam jak się rozdziela. Czułam jak krew wypływa z rany. Słyszałam jak kapie na podłogę. Zatrzymałam się przy łokciu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na rękę. Osocze lało się z niej gęsto i szybko, a rana przybrała groźnego wyrazu. Nie, nie teraz. Zacisnęłam wargi, rzuciłam żyletkę i szybko wybiegłam z pokoju, prosto do łazienki. Wiedziałam, że zostawiłam po sobie krwawą dróżkę, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Zakluczyłam się i szybkim tempem szukałam apteczki. Jest! Wyjęłam ją szybko i otworzyłam drżącymi rękoma. Wyjęłam wodę utlenioną, odkręciłam i polałam ją na ranę, która po zetknięciu z cieczą zasyczała i piana, która się wytworzyła przybrała różowego koloru. Po kilku chwilach zmyłam to wszystko wodą, ale krew leciała dalej. Nałożyłam na ranę gazę, a potem owinęłam rękę bandażem. Dla lepszego utrzymania owinęłam też dłoń, by bandaż nie chodził w górę i w dół. Byłam już w tym wprawiona, więc poszło gładko. Opuściłam rękaw i wzięłam jakiś ręcznik, by zetrzeć nim krew. Zrobiła się niezła kałuża. Wytarłam ją i dróżkę, jaką stworzyłam i wyrzuciłam go do śmietnika. Przed wyjściem popatrzyłam w lustro, napotykając smutne, zmęczone oczy i bladą twarz, błagającą o odpoczynek. Albo nie. O pomoc. Ale nie lekarzy. Kogoś, kto mnie rozumie. Po kilku minutach ochłonęłam i weszłam do pokoju, by włożyć buty. Może nie pasują, ale moje buty ponad kostkę, podobne do glanów, to moje dzieci. Są wygodne, lekkie i, co najlepsze, bardzo wytrzymałe. Czuję się w nich bosko. Wyszłam z sypialni i powolnym krokiem zeszłam na dół. Pusto. Czyli, że jest już pora kolacji, jak mniemam. Słyszałam w głębi korytarza głuche rozmowy, więc podążyłam za tym tropem. Weszłam do ogromnego pomieszczenia, gdzie ludzie zebrali się, by zjeść posiłek, bądź pogadać lub ewentualnie pokiwać się na boki, jak co poniektórzy. Rozejrzałam się poszukując brązowej czupryny, jednak przede mną wyrósł Horan.
- Cześć.- uśmiechnął się lekko.
- Witam.- powiedziałam cicho i zrobiłam krok w tył. Zmarszczył brwi na mój ruch.
- Co słychać?
- Nic specjalnego.
- Cześć, Skylynn.- usłyszałam ze swojej prawej strony głos, który zmiękczył moje serce. Spojrzałam na stojącego już obok mnie chłopaka.
- Hej, Liam.- uśmiechnęłam się lekko.
Chłopak spojrzał na blondyna i uśmiech zszedł mu z ust. Wyczułam napięcie między nimi. Niall zacisnął pięści i szczękę, a twarz Liam’a stężała. Zadrżałam na to zdarzenie i bałam się tego, co będzie dalej. Pomocy.
____________________________________________
Witam, Szanownych Czytelników! :) Rozdział 4 wita. Mam nadzieję, że się spodoba i pozostawicie po sobie ślad. Następny rozdział wstawię dopiero pewnie we wrześniu. Dlaczego? Bo niedługo zaczyna się szkoła i to jest wszystko co dotychczas miałam napisane. Ale postaram się napisać więcej.
+ Jeśli ktoś ma ochotę i czas zapraszam na mojego drugiego bloga. Miłego czytania. :) x

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 3

Spojrzałam na niego kątem oka. Uśmiechał się cwaniacko. Na moją twarz spłynęła kaskada włosów, a chłopak zwilżył powoli językiem swoją dolną wargę. Muszę przyznać, z bolącym sercem, że to było szalenie seksowne. Uniosłam jeden kącik ust w górę i spojrzałam na znajdujące się przede mną jezioro. Wstałam i powoli podeszłam do brzegu. Czułam na sobie badawcze spojrzenie mojego towarzysza. Oparłam się o pień starego, masywnego drzewa. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, który jednak zignorowałam. Popatrzyłam w oczy swojego odbicia w błękitnej tafli wody. Nie umiem rozpoznać jakie uczucia były w nich ukryte. Moje zielonkawe oczy były przepełnione wieloma emocjami, których nie byłam w stanie odczytać. Mam takie same oczy jak moja zmarła babcia. Pamiętam słowa jakie wypowiedziała patrząc mi prosto w oczy, przed swoją śmiercią. Jej starsza, koścista dłoń chwyciła w palce moją drobniutką wtedy rączkę.
„Pamiętaj- miłość to ból. Okropny ból. Który będziesz chciała przeżywać ciągle w kółko. Miłość poprowadzi cię w życiu.”
A potem jej powieki zapadły na zawsze, ukrywając pod nimi wiecznie żywe, zielone oczy, w których cała jej babcina miłość wyrażała więcej niż tysiąc słów. Po samym wyglądzie mojej babci było widać, że daje ci całe swoje serce. Że kocha cię mimo tego jaki jesteś, jak wyglądasz czy jak się zachowujesz, bo dla babci zawsze będziesz miłym i słodkim wnusiem. Zawsze uśmiecham się na każde wspomnienie związane z nią, bo tak naprawdę to tylko ona nie krzyczała na mnie, jak robili to moi rodzice, gdy zrobiłam coś źle. Zawsze wtedy brała mnie na swoje kolana, przytulała do piersi i w tamtym momencie nie było nic prócz jej uczucia i serca bijącego jak dzwon. Pachniała mydłem i starością. Ale bardzo lubiłam jej zapach. Mówiła, że pachnę jak kwiaty. Słodkie i dojrzałe pąki. Mimowolnie uśmiechnęłam się, a za sobą wyczułam stojącego Horan’a.
- Powiesz mi coś o sobie?- zapytał jak gdyby nigdy nic i usiadł na brzegu, wpatrując się w wodę, w której odbite było zachodzące już słońce.
- A co chcesz wiedzieć?- zapytałam cicho, osuwając się powoli po pniu drzewa, wyprostowałam nogi i skrzyżowałam je w kostkach. Czułam jak woda z przemoczonej gleby wsiąka przez materiał moich trampek i moczy mi skarpetki, ale nie zawracałam sobie tym teraz głowy. Skierowałam twarz w kierunku blondyna i zauważyłam, że bacznie mi się przygląda.
- Wszystko.- to jedno słowo jakie padło z różanych ust chłopaka wprawiło mnie w lekkie wzburzenie w brzuchu.
- A dokładniej?- spytałam cicho, patrząc na jego gładką skórę. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, by nie zrobić czegoś głupiego jak na przykład, dotknięcie jego twarzy. Jego bladej twarz z ledwie widocznymi wypiekami na policzkach.
- Jak się nazywasz. Ile masz lat. Dlaczego tu trafiłaś.- odpowiedział obojętnie, ale w jego oczach zauważyłam błysk prawdziwej ciekawości. I czegoś… dzikiego.
- Jestem Skylynn. Mam 18 lat. A trafiłam tu przez to…- podwinęłam rękawy bluzy i bez krępacji pokazałam mu swoje cięcia.
Większość blizn była szerokości mniej więcej pół centymetra, były długie. Chłopak przyglądał się im, marszcząc brwi. Chwycił moją rękę i przyciągnął do siebie, jednocześnie sprawiając, bym i ja podsunęła się bliżej jego umięśnionego ciała. Błądził palcami po bliznach, aż napotkał jedną, która wyróżniała się wszystkim. Grubością, długością, miejscem i, co najważniejsze, świeżością. Przyglądał się jej. Czułam w tym miejscu piekący ból. Nie silny, ale czułam. Ale w tym momencie jego wzrok skierował się na moją twarz. Uczucie pieczenia nie przeszło, a nasiliło się wręcz. Zagryzłam wargę, próbując to ignorować. Niall, bo myślę, że mogę mu tak mówić, spojrzał mi w oczy. Jego niebieskie jak ocean tęczówki przechodziły mnie na wylot. Zajrzały w moją duszę, w mój umysł. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Zupełnie tak jakby moja dusza, moje emocje znalazły ujście w jego spojrzeniu, a całe moje wnętrze chciało oddać mu się, chciało zatopić się w jego spojrzeniu, ustach, ramionach i po prostu zatracić się w całym nim. Na jego usta wtargnął lekki uśmiech, który z mojego punktu widzenia wyglądał na kompletnie obłąkany. Delikatnie ścisnął moją rękę, w której pieczenie wypalało już moją skórę. Patrzyłam w jego oczy, ignorując ból, i zauważyłam, że stały się ciemniejsze o kilka tonów. Nie były już koloru morskiej fali, a przypominały bardziej wzburzone może czy też nawet niebo przed porządną ulewą. Starałam się zabrać rękę, ale chłopak tylko zacieśniał na niej uścisk, co sprawiło mi ból i zagryzłam mocno wargę. Błysk szaleństwa w jego oczach mignął nagle i po chwili zniknął, zwracając jego oczom błękit szafiru. Spojrzał na mnie jakby zaspany, zmarszczył brwi, a potem szybko mnie puścił i wstał, jak poparzony. Popatrzyłam na swoją rękę. Była cała we krwi. Rana jakimś cudem się otworzyła i spływały z niej strużki czerwonej cieczy. Wstałam z ziemi i otrzepałam spodenki z nieistniejącego brudu. Horan odwrócił się na pięcie i pośpiesznie odszedł. Zaciskał i rozluźniał pięści, starając się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z płuc, po czym postawiłam pierwsze kroki z tego miejsca. Wchodziłam po lekkiej górce, jaka tu była, kiedy za sobą usłyszałam coś jak… skrobanie? Odwróciłam się i rozejrzałam powoli. Ciche skrobanie nie ustawało. Spojrzałam na drzewo i zmrużyłam oczy, przyglądając się mu. Dźwięk ustał wtedy, kiedy znalazłam się bliżej pnia. Przyglądałam się grubej korze i sunęłam wzrokiem w górę, gdzie gałęzie rozprzestrzeniały się w potężną koronę. Do moich uszu dotarł cichy jak szum wiatru plusk. Spojrzałam trochę w dół. Na moim białym trampku widoczna była czerwona plamka. A koło niej lądowało jeszcze kilka tego samego koloru i zauważyłam jeszcze parę jasno-brązowych, które spadały z drzewa, z wnętrza jego kory. Odsunęłam się i szybko odeszłam. Nie wiem co jest nie tak z tym drzewem, ale powiem komuś, to na pewno się tym zajmą. W drodze nasunęłam na rękę rękaw bluzy i skrzyżowałam ramiona na piersiach, pokonując niewielkie przeszkody w postaci kamieni czy robaków, które, chcąc nie chcąc, zasługiwały na życie, ewentualnie lepszą śmierć niż zdeptanie przez niedoszłą samobójczynię. Przede mną wyrósł potężny budynek, wykonany z czerwonej cegły. Nie był w złym stanie jak większość budowli wykonanych z tego typu materiału. On trzymał się naprawdę dobrze. Zupełnie jakby został wybudowany niedawno. Spojrzałam na zegar, który znajdował się pod dachem, zawieszony dokładnie na środku, między pięknymi okiennicami. Za 20 minut miałam sesję z terapeutą. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Zawsze lubiłam robić, że tak powiem, jaja z tego tekstu Shakespear’a. Hamlet. Czytałam. Kilka razy. Nie znoszę tragedii, ale musiałam go chociaż zrozumieć, żeby dostać satysfakcjonującą mnie ocenę. 
Gdy przechodziłam koło jakiegoś mężczyzny w średnim wieku, usłyszałam kilka niezłych przekleństw, a potem mruknięcie. Zerknęłam na niego kątem oka i zobaczyłam, że lustruje mnie wzrokiem. Przyśpieszyłam tempa i już po chwili wchodziłam po schodach, przeskakując co drugi stopień. Po lewej stronie wyczułam dym papierosowy. Jednak nie, to nie był Niall. Dym był miętowy, a on był chyba zbyt dumny i męski, by palić papierosy, których tytoń zmieszany był z miętą bądź takowym olejkiem. Po prawej stronie poczułam jednak męskie perfumy, które podobały mi się od początku. Horan. Minęłam go bez słowa, ale czułam delikatne jak skrzydło motyla musnięcie jego dłoni, gdy przechodziłam koło niego. Specjalnie wystawił swoją rękę. Wiem to.

_______________________________________________

Oto i następny rozdział. Myślę, że na następny poczekacie dłużej, bo wciąż nie mam weny. Niestety. Ale będę pisać jeszcze jeden blog. Jeśli kogoś zainteresuje to proszę pisać.

Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Starałam się o dłuższy. Miłego czytania. :) x

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 2

- W porządku?- zapytał cicho, jakby bał się, że ucieknę na sam dźwięk jego głosu. W tym momencie był on niezwykle subtelny i wypełniony czymś na wzór troski.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo zaschło mi w gardle, więc w odpowiedzi pokiwałam tylko twierdząco głową. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale zamknął je zrezygnowany, kiwnął głową i odwrócił się do mnie tyłem, powoli odchodząc.
- Dziękuję.- szepnęłam swoim drżącym głosem.
Zatrzymał się. Przekręcił trochę głowę w moją stronę i spojrzał na mnie przez ramię. Popatrzył mi w oczy ostrożnie. Odwzajemniłam spojrzenie i posłałam mu uśmiech, mały, lecz pełen wdzięczności. I ciepła. W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko, skinął głową i odszedł. W jego chodzie coś się zmieniło. Nie chodził już jak postrach całego ośrodka. Chodził pewniej, ale i w pewien sposób weselej. Cała jego postawa zmieniła się, zupełnie jakby chciał, by ktoś docenił jego starania. Patrzyłam za nim póki nie zniknął mi z oczu. Czułam na sobie wzrok wszystkich tu przebywających osób. Oblizałam nerwowo wargi, wstałam i skierowałam się do wyjścia. Kątem oka zauważyłam jeszcze szepczące dziewczyn z mojej grupy. Niestety. Zignorowałam je i wyszłam. Wypuśćcie mnie z tego domu wariatów. Stawiałam pierwsze kroki na tarasie. Podłoga była wyłożona kremowymi, kwadratowymi kafelkami. Moje trampki wydawały cichy i głuchy stukot mimo tego, że nie miały one obcasów. Powoli schodziłam po schodach prowadzących do ogrodu. Wokół unosiły się noski klonu wirujące na wietrze. Gdzie nie spojrzę widzę soczystą zieleń. Pastelowe pąki kwiatów na gałęziach drzew czy między źdźbłami trawy. Powoli szłam po wąskim chodniku prowadzącym wzdłuż ogrodu. Wciąż się rozglądałam i wciągałam w płuca świeży i słodki zapach kwiatów oraz delikatną kwaskowość świeżo skoszonej trawy. Po bokach widziałam pacjentów. Zadrżałam na sam widok i odwróciłam wzrok. Niektórzy bujali się na boki i było widać, że coś złego dzieje się z ich psychiką. Ale niektórzy siedzieli spokojnie, przyglądając się przechodzącym osobom. Tak jakby byli gotowi zrobić wszystko, by móc jeszcze raz zrobić to, dzięki czemu się tu znaleźli. Patrzyłam przed siebie, zatapiając się w myślach. Co będzie, jeśli zasnę, a do mojego pokoju wejdzie morderca i zabije mnie we śnie? Co, jeśli swoim zachowaniem sprowokuję kogoś, a ten rzuci się na mnie nie zwracając uwagi na konsekwencje, a ja spocznę 3 metry pod ziemią? Co, jeśli…
- Nad czym tak myślisz?- zapytał cichy, nieomal szepczący, anielski głos, na którego dźwięk podskoczyłam, a na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Powoli odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Horan z delikatnym, zadziornym uśmiechem na ustach.
- Dlaczego cię to interesuje?- odpowiedziałam cicho pytaniem na pytanie i powoli usadowiłam się na dużym głazie, leżącym blisko jeziorka.
Jak ja się tu znalazłam?
Blondyn usiadł koło mnie. Ostrożnie musnął przy tym swoim ramieniem moje ramię. Przeszedł mnie delikatny, ale miły dreszcz.
- A zabronisz mi się tym interesować?

___________________________________________
Oto i rozdział drugi. Wybaczcie, że jest taki krótki, ale nie mam jeszcze weny, żeby cokolwiek napisać, a mam zamiar wziąć się za pisanie opowiadania na Wattpadzie z koleżanką. Oby coś z tego wyszło. (Jeśli ktoś jest zainteresowany to "Shadow Angel" na Wattpadzie. Prolog już jest. ;) ) Mam nadzieję, że cierpliwie czekaliście. Miłego czytania i udanych wakacji. :) x