piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 7

Pokręciłam głową. Wymyślam głupoty. Jest w porządku. Odeszłam od okna i położyłam się w łóżku, okrywając się szczelnie kołdrą. Zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o ciągłych dreszczach wzdłuż mojego kręgosłupa, które wciąż się nasilały. W pewnym momencie gwałtownie zerwałam się z łóżka i zaczęłam rozglądać się po pokoju, a moich oczach majaczyły łzy. Ktoś mnie dotknął. Przebrałam się najszybciej jak potrafiłam i wyszłam z pokoju, kierując się do schodów. Gdy schodziłam na dół usłyszałam mamrotanie z głębi salonu. Zmarszczyłam brwi i powoli poszłam do pomieszczenia, zastając w nim skulonego na fotelu Niall’a. Kiwał się w przód i w tył, patrzył tępo w jeden punkt i burczał coś pod nosem. Co się stało?
Spokojnym i wolnym krokiem podeszłam do niego i kucnęłam obok. Drżał. Jezu…
- Niall?- spytałam cicho, a jego wzrok w mgnieniu oka spoczął na mnie. Odskoczyłam lekko, ale wróciłam do pozycji, patrząc dalej na niego.- Niall, co się stało?
Nie odpowiedział. W jego oczach zobaczyłam coś czego się po nim nie spodziewałam. Widziałam strach. Rozchyliłam wargi nie wierząc w to co się dzieje.
- Nia…- nie pozwolił mi skończyć.
- Przytulisz mnie?- szepnął. Popatrzyłam na jego rozchwianą emocjonalnie osobę. Był wręcz przerażony.- Proszę.- powiedział jeszcze ciszej, a moje serce zamarło.
Bez słowa usiadłam na oparciu i objęłam go ramionami, a on wtulił się w mój brzuch.
- Csii… Spokojnie.- mówiłam cicho, głaskając go dłońmi po plecach i włosach, a chłopak powoli się rozluźniał. Co go musiało tak przestraszyć?
- Dziękuję.- usłyszałam ciche słówko skierowane do mojego brzucha. Uśmiechnęłam się słabo.
- Polecam się na przyszłość.- odpowiedziałam, a na brzuchu poczułam jak usta chłopaka wyginają się w delikatnym uśmiechu. Powoli mnie puścił i spojrzał na mnie.
- Na pewno skorzystam. I przepraszam za dzisiejszą akcję. Trochę mnie poniosło i…
- Nie tłumacz się.- uniosłam rękę, zatrzymując jego przemowę. Spojrzał na mnie swoimi morskimi oczami.- Nie jestem twoją mamą, że masz mi się tłumaczyć. Nie potrzebuję wyjaśnień. Lepiej będzie jak przeprosisz Liam’a i zakopiecie topór wojenny, bo nikomu nie potrzebne są tu kłopoty czy wrogowie.- spojrzałam na niego, a on pokiwał głową.
- Masz rację. Wyciągnę do niego rękę.- skinęłam głową i wstałam.- A czemu nie śpisz?
Zacisnęłam wargi i odwróciłam głowę.
- Nie mogłam spać, więc wyszłam się przewietrzyć, ale znalazłam ciebie, więc nie mogłam cię tak zostawić.
Widziałam w jego oczach wdzięczność i ciepło. Miło mi się zrobiło i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Dziękuję. Naprawdę.- uśmiechnął się i wstał, a następnie pochylił się lekko i delikatnie musnął mój policzek wargami. Czułam jak moją twarz spala rumieniec, a na ustach chłopaka wtargnął zadziorny uśmiech.- Czy ty się rumienisz?
- Dobranoc.- wyszłam z pokoju szybko, czując palenie na twarzy, a za sobą usłyszałam cichy śmiech.
Zapowiada się ciekawie.
~rano~

Zczłapałam się na dół z pokoju ledwo co. Nie spałam całą noc, bo ubzdurałam sobie, że ktoś na mnie patrzy. Chociaż nie. Zasnęłam koło drugiej, a obudziłam kilka minut później. Boże, co się dzieje?
Gdy usiadłam w fotelu czułam się tak, jakby się zapadała. Wszystko dookoła zaczęło rozmywać mi się przed oczami. Nawet postać, która szła w moim kierunku była jedną wielką... Zaraz, ktoś idzie w moim kierunku? Użyłam całych swoich sił, by utrzymać otwarte oczy i ostrość wzroku i po chwili mi się to udało. Poznałam tego kogoś.
- Liam, błagam, załatw mi coś co postawi mnie na nogi, bo padnę.- jęknęłam i oparłam głowę o rękę. Chłopak kucnął przede mną i przyglądał się mi.
- Co się dzieje?- spytał z troską w głosie, która podniosła mnie na duchu. Może nie jestem taka zjebana jak wszyscy uważają? Oby.
- Nie spałam, a teraz jestem wykończona. Nie wiem co się dzieje wokół mnie.- mruknęłam i przetarłam twarz dłońmi. Jakie szczęście, że się nie umalowałam.
- Zaraz wracam.- gdy skinęłam głową, ten wstał i odszedł gdzieś szybkim krokiem. Dziękuję Ci za niego, Boże.
- Cześć.- powiedział ktoś nade mną, a gdy odchyliłam głowę, by sprawdzić kto to, to na moim czole pojawiły się czyjeś usta. Niall.
- Hej.- powiedziałam cicho.
- Co jest?- spytał siadając na oparciu z mojej lewej strony. Czułam jak na mnie patrzy. Ale nie jakbym była jakąś zbereźnicą czy coś, ale z zatroskaniem wypisanym na twarzy.
- Padam na twarz.- burknęłam i już nie interesowałam się rozmową. Gdzie. Jest. Liam. I. Coś. Mocnego?
- Jestem.- Liam wrócił, a ja myślałam, że go wytulę za chwilę.- O, cześć.- zdziwiony powiedział do Niall’a, który wstał od razu. Oho. Będzie się…
- Przepraszam.- … działo? Zaraz, co? Niall go naprawdę przeprosił? Byłam tak samo zdziwiona jak Liam, który otworzył szerzej oczy patrząc na niego.
- Przepraszasz? Ty? Mnie? Przepraszasz? Co? Za co?- nie wiedział co się dzieje. Moja krew. Uroniłabym łezkę, ale wolę popatrzeć na nich.
- Za wszystko. Za problemy jakie przeze mnie miałeś. I za to.- kiwnął brodą na jego szczękę.
Przez moment Liam zamarł, ale po chwili zaczął się rozluźniać i podał Ni rękę, którą on szybko uścisnął.
- Sztama?- spytał ostrożnie Li.
- Sztama.- odpowiedział Ni. *Przepraszam, ale mi się zrymowało. Muszę się pochwalić. XD*
Uśmiechnęłam się patrząc na nich, ale cóż, ten piękny moment muszę przerwać.
- Liaaaam…- specjalnie przeciągnęłam jego imię, by zwrócić na siebie jego uwagę. Co mi się udało. Punkt dla mnie.
- A, tak. Proszę.- podał mi zimną, lekko wilgotną puszkę z napojem energetycznym.
Szybkim ruchem otworzyłam ją i opróżniłam jednym haustem. Czułam jak chłodna ciecz rozlewa się po moim ciele, orzeźwiając je, a siły szybko mi wróciły. Wstałam i spojrzałam na chłopców, którzy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi ustami i oczami jak spodki.
- Co?- spytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Niezły spust.- oznajmił Liam, dalej otępiony. Zaśmiałam się.
- Z piwem też tak umiesz?- spytał zszokowany Niall.
- Kiedyś się przekonacie.- rzuciłam i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając ich oniemiałych.
- Dobra!- krzyknęli oboje, a ja poczułam, że może nie będzie tutaj, aż tak źle jak przypuszczałam. Bądźmy dobrej myśli.
_____________________________________________
Witam po dość długiej przerwie. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale cóż, w końcu wróciłam.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
A jeśli ktoś to czyta to, proszę, niech zostawi po sobie ślad. Nawet uśmiech. Nie wiecie jak to motywuje. :)
~
Z racji tego, że już za 5 dni święta- jejku, jak to szybko minęło- to chciałabym złożyć moim Czytelnikom wesołych świąt, dużo uśmiechu, żadnej nadwagi, spełnienia najskrytszych marzeń i szczęśliwego Nowego Roku. Aby następny był lepszy i tak samo z następnymi. :)
Wesołych świąt! ♥

niedziela, 5 października 2014

Notka informacyjna

Witam!
Przepraszam, że teraz nic nie wstawiam, ale nie mam czasu, żeby napisać. Wiecie, szkoła, dzień w dzień sprawdziany czy kartkówki, a to dopiero początek. Niestety.
Na razie robię sobie przerwę od pisania, do czasu, gdy najdzie mnie wena.
Mam już trochę pomysłów, ale zbieram je, żeby mieć do każdego opowiadania po trochu.
Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Zawsze możecie do mnie napisać na GG, na Twitterze czy Ask'u. Na pewno odpiszę. 
Jeśli macie do mnie jakieś pytania to możecie zapytać mnie o nie prywatnie lub nawet tutaj, w postaci komentarza. :)
Miłego dnia, Kochani.
Pa. :) x

czwartek, 18 września 2014

Rozdział 6

~Niall~
Wsadzili mnie do izolatki. Taka jest tu kara za danie komuś w ryj? Mogę robić to codziennie jak tak. Dookoła mnie nie było nic innego jak ciemność i cisza. Nie lubię ciszy. Jest wtedy za spokojnie. Co to spokój? Dobro. Miłość. Samotność. Skylynn. I… Co? Skylynn? Do głowy wrócił mi widok jej trzymającej dłoń tego… innego. Tak, znamy się. Tak, miał przeze mnie kilka… naście problemów. Zazwyczaj z narkotykami. Z tego co mi wiadomo to przenosili go z ośrodka do ośrodka, bo nigdzie nie mógł się odnaleźć. I musiał teraz wylądować tutaj?! Obok mnie? Dlaczego? Co ja takiego złego zrobiłem, że to mnie czekało? Dlaczego nikt nie chce mi wierzyć, że to nie ja zabiłem tych kolesi? Przecież ja nie jestem psychopatą… Oficjalnie. Ale to nie ja. Ja nie mógłbym. No, bo, ludzie. Nie jestem skory do tego, by najpierw zabić jakiegoś faceta i potem go pieprzyć. Dobra, fakt. Mam schizofrenię, ale nie jestem porąbany, by rżnąć umarlaka. Boże… Wypuście mnie z tego domu wariatów! Nagle usłyszałem coś w ciemności co, przyznaję, trochę mnie wystraszyło, bo powinienem być tu sam. Poczułem chłód po swojej lewej stronie, ale gdy tam spojrzałem nie widziałem nic prócz ciemności. Skierowałem głowę przed siebie i krzyknąłem ile sił w płucach, widząc czyjąś zmasakrowaną twarz. W ułamku sekundy umilkłem, gdy twarz zniknęła. Co to było?! Po chwili moje uszy zostały wypełnione przenikliwym krzykiem. Zakryłem sobie uszy dłońmi, chcąc powstrzymać ten dźwięk, ale nie ustawał. On był w mojej głowie. W oczach poczułem wzrastające łzy, a potem poje ciało osunęło się na podłogę i urwał mi się film.
~Skylynn~
*02:46*
Siedziałam na łóżku i tępo patrzyłam w ścianę. Co. To. Był. Za. Sen?
Leżałam na łóżku w pokoju w ośrodku. Słońce już zachodziło, a ja rozkoszowałam się czekoladą, którą dostałam od Li. Moja ulubiona. Z orzechami. Jest uroczy. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdążyłam wstać, a w moim pokoju stał Niall. Otworzyłam szerzej oczy i wstałam z łóżka, odkładając tuczący cud.
- Co ty tu robisz?- patrzyłam na niego, gdy stawiał powolne kroki w moją stronę.- Niall?
- Zwiedzam.- szepnął groźnie, chwycił mnie w pasie i w ułamku sekundy leżałam pod nim na moim łóżku, podczas, gdy on całował moją szyję.
- Niall, zejdź ze mnie.- próbowałam go zepchnąć, ale nagle coś się zmieniło.
- Nie jestem Niall.- powiedział cicho Liam i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
Co się dzieje? Po chwili jedyne co widziałam to oczy. Ale co najciekawsze? Jedno oko miało kolor ciepłej czekolady, a drugie zimnej morskiej fali. W mojej głowie zahuczało jedno pytanie: „Którego z nas wybierzesz?”
W tamtym momencie obudziłam się zszokowana. Nie wiedziałam czy to miało coś znaczyć czy ja po prostu jestem jakaś pokręcona. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je, a chłodne nocne powietrze uderzyło we mnie orzeźwiająco. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Oparłam głowę o ścianę i uspokajałam się. Czułam na swoich ramionach gęsią skórkę, więc zamknęłam okno i wróciłam pod kołdrę, zakrywając się nią po czubek głowy. Mimo ciepła jakie biło od grubego materiału, drżałam i było mi zimno. W końcu wstałam, włożyłam jakieś trampki i bluzę i wyszłam z pokoju. Objęłam się ramionami, powoli idąc po cichym korytarzu. Przysięgam, że w tej ciszy słyszałam bicie własnego serca. Dookoła było ciemno. Nie chciałam zapalać światła, by kogoś nie zbudzić, więc na ślepo szłam w stronę schodów, badając stopami teren przede mną. Gdy znalazłam pierwszy spad, następne kroki stawiałam trochę pewniej na schodkach i krzywiłam się z każdym skrzypnięciem pode mną. Ciemność nie opuszczała mnie przez cały czas. Czułam jak włoski na karku stają mi dęba. Ktoś mnie obserwował.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 5

- Kto to jest?- wycedził przez zęby blondyn.
Czułam jak krew odpływa z mojej twarzy, a potem moje ciało nagle się rozluźniło. Zaraz, co? Spojrzałam w dół. Liam chwytał mnie za rękę. Tym razem krew dopłynęła mi do twarzy, aż w nadmiarze.
- Liam.- powiedziałam spokojnie, pobierając ciepło i wewnętrzny spokój od szatyna, stojącego obok mnie.
- A dokładniej?
- Nie twój interes.- powiedział spokojnie, ale ostro Liam.
Przełknęłam cicho ślinę, czując jak napięcie w powietrzu nabiera siły. Na szyi Horan’a były zauważalne żyły. Poczerwieniał też lekko na twarzy.
- Nie wtrącaj się, Payne.- warknął blondyn.
Payne? Zmarszczyłam brwi.
- Zaraz, zaraz…- spojrzałam na obu chłopaków.- Wy się znacie?
Niall zacisnął pięści do granic możliwości, że pobielały mu kostki. Spojrzał na splecione dłonie moje i Liam’a. Zacisnął szczękę.
- Dawne porachunki.- powiedział cicho Liam.
- Co się stało?- spytałam go, ignorując zwiększający się gniew blondyna. Czym on tak się denerwował?
- Przez tego tutaj miałem pro…- nie skończył, bo jego szczęka zaliczyła bliskie spotkanie z pięścią niebieskookiego. Siła uderzenia odsunęła Liam’a na ścianę łapiącego się już za szczękę, a Niall rozmasowywał sobie właśnie kostki. Ochroniarze zareagowali szybko, lecz nie wystarczająco i zabrali chłopaka, gdzie indziej. Nie mogłam wydusić słowa, a w moich oczach zamajaczyły łzy. Otrząsnęłam się i szybko podeszłam do szatyna.
- Liam…- szepnęłam i uniosłam jego głowę. Jęknął, a ja skrzywiłam się. Z jego ust leciała stróżka krwi, szczęka zaczęła już powoli sinieć, a jego warga była spuchnięta.
- Nic mi nie jest.- powiedział cicho i wyprostował się.
- Chodź.- wzięłam go za rękę i pociągnęłam go za sobą. Na moje szczęście nie stawiał oporów i grzecznie poszedł za mną.
Gdy w końcu znalazłam łazienkę, kazałam chłopakowi usiąść gdzieś spokojnie, a ja zajęłam się szukaniem apteczki. Ręce mi drżały. Boże, co to było, do jasnej cholery?!

~Liam~
Obserwowałem ruchy Skylynn. Trzęsła się. Była przerażona. Widziałem to po jej oczach, jej zachowaniu. Szczęka bolała mnie strasznie, dlatego nie myślenie o bólu było wykluczone. Dziewczyna podeszła do mnie z białym pudełkiem z czerwonym krzyżykiem na wieczku. Wyjęła z niego waciki, wodę utlenioną i jakąś maść. Związała szybko włosy w niesforny kucyk i pochyliła się nade mną. Rozszerzyłem nogi, by stanęła między nimi, żeby nie musiała tak bardzo się schylać. Skorzystała z tego i po chwili jej drobne ciało stało między moimi udami. Namoczyła wacik wodą utlenioną i delikatnie chwyciła palcami mój podbródek, podnosząc lekko moją głowę.
- Może trochę zapiec.- powiedziała cicho, a gdy skinąłem głową mokry wacik dotknął mojej wargi, a z moich ust wydobyło się syknięcie i zacisnąłem powieki.- Przepraszam.- usłyszałem szept. Otworzyłem oczy, które w tej samej chwili napotkały błyszczące oczy Sky. W jej pięknych srebrno-zielonych oczach były łzy, więc zrobiłem jedyne co mi przyszło do głowy. Wstałem i przytuliłem ją do siebie. Jej ciało drżało, gdy jej ramiona oplotły mnie w pasie, a przez to co słyszałem, czyli ciche łkanie, bolało mnie serce.
Gładziłem dłońmi jej plecy w uspokajającym geście i czułem jak jej mięśnie powoli się rozluźniają, a płacz cichnął. Schowałem nos w jej włosach i zamknąłem oczy, wciąż ją tuląc. Waniliowy zapach jej włosów zawładnął całym mną. Nie chciałem jej puszczać. Miło było trzymać w ramionach kogoś, kto chciał mnie przytulić naprawdę, a nie tylko z litości. To świetne uczucie trzymać w ramionach drobną, niewinną osobę. To miłe. Po prostu. Bardzo.
Staliśmy tak kilka minut, póki Sky nie postanowiła mnie w końcu puścić. Zauważyłem, że z niechęcią opuszcza moje objęcia, ale wyglądała już spokojniej.
- Dziękuję.- powiedziała cicho, a jej policzki oblał rumieniec, który chciała ukryć odchrząknięciem i zasłonieniem się włosami.
Zaśmiałem się cicho. Urocza jest.
- Vice versa.- uśmiechnąłem się lekko co szybko odwzajemniła.
Ma piękny uśmiech.
- Będę już się zbierać.- pokiwałem w zrozumieniu głową.- Uważaj na wargę.- podeszła bliżej, stanęła na palcach i delikatnie musnęła mój policzek wargami. Teraz na moją twarz wtargnął rumieniec, na co ona się zaśmiała.- Do zobaczenia.
I już jej nie było. Dotknąłem dłonią miejsca, gdzie przed sekundą znajdowały się jej usta. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wyszedłem po chwili z łazienki. Dalej czułem wanilię i słyszałem jej śmiech. Nienawidzę tak szybkiego przywiązywania się do ludzi, ale z nią to co innego. Nie wygląda mi na taką, która zostawia ludzi. Obym się nie mylił co do tego. Tak bardzo bym nie chciał.
______________________________________________
Witam, Szanownych Czytelników. Zaskoczeni tą sytuacją? Ja byłam, gdy to pisałam, bo mnie coś takiego naszło. Już w poniedziałek jest początek roku, więc zacznie się Piekło. A będę miała teraz mniej czasu, bo muszę zakuwać, bo już w tej klasie będę miała pierwszą klasyfikację zawodową, więc, no, muszę zdać.
Miłego czytania. :) x 
+ Pytania:
1. Do której właśnie klasy idziecie? :)
2. Czy da się czytać jako tako to opowiadanie? :)
3. Czytalibyście inne rzeczy pisane przeze mnie? :)
4. Co myślicie o momencie Skiam? :)
++Chciałam jeszcze coś ogłosić. Mianowicie jest to to, że, gdy tylko skończę wstawiać ostatni rozdział w tym opowiadaniu i dwóch pozostałych kończę z pisaniem. Nie wiem czy na jakiś czas czy na stałe. Na pewno się o tym dowiecie. Miło by było zobaczyć na Twitterze na przykład hashtagi jak:
#TantrumFanfictionPL
#NeverendingFanfictionPL
#DriveThroughFeelingsFanfictionPL
ale to jest chyba niemożliwe, więc mogę sobie pomarzyć. :)
Więc, jeśli będziecie chcieli o coś zapytać, popisać to kontakt do mnie jest w zakładce ‘Kontakty’.
Kocham Was. :) x

środa, 20 sierpnia 2014

Notka informacyjna

Witam!
Po pierwsze- zmieniłam wygląd bloga, więc mam nadzieję, że podoba się nowy wystrój, że jest bardziej czytelny.
Po drugie- wybaczcie mi za czcionkę, a raczej za różne wielkości, ale nie wiem co się stało, bo być może podczas kopiowania tekstu z Word'a coś się poprzestawiało i zmieniło jej wielkość, a gdy chcę to przerobić w poście to po prostu jest tak samo, więc przepraszam, ale mam nadzieję, że da się odczytać tekst.
Po trzecie- ze względu na to, że już za niedługo rozpocznie się rok szkolny to rozdziały zapewne będą wstawiane rzadziej niż dotychczas, bo lekcje, prace domowe, wiecie o co chodzi. Zależy też od tego czy będę mieć wenę czy też nie.
I po czwarte- jeśli czytacie to FanFiction to proszę zostawcie po sobie komentarz, bo nawet nie wiecie, jak one strasznie motywują do pisania. Możecie też dodać się do obserwatorów tego bloga, więc chyba będziecie dostawać wtedy powiadomienia czy coś w tym rodzaju. Albo dodać kontakt do siebie w stronie 'Kontakty', więc będę Was informowała o rozdziałach.
Więc, myślę, że to na tyle. :)
+ Pytania:
1. Cieszycie się, że wracacie do szkoły? :)
2. Co robiliście w te wakacje? :)
3. Jak myślicie jak będą wyglądały dalsze losy Skylynn? :)
4. Wolelibyście Skiall (Skylynn+ Niall) czy Skiam (Skylynn+ Liam)? :)
Miłego dnia, Kochani!

Szablon

Szablon pobrałam z http://graphicpoison.blogspot.com/

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 4

Wchodziłam powoli po schodach, które wydawały ciche skrzypnięcia pod moją wagą. Ten budynek był ogromny. Miał mnóstwo korytarzy. Ściany były obklejone starą tapetą, która odrywała się przy suficie. Jednak nie było tak źle. Pokoje były odnowione. I to dość niedawno, bo w niektórych wciąż można było wyczuć zapach farby i starego tynku. Szukałam swojego pokoju. Na każdych drzwiach były wygrawerowane inicjały każdego mieszkanka tej parceli, delikatnie wypełnione złotą farbą. Ach! Znalazłam. S.P. Położyłam dłoń na chłodnej klamce i lekko ją nacisnęłam. Popchnęłam drzwi, które pod wpływem ruchu wydały cichy dźwięk, uświadamiający mi, że są stare. Jak cały budynek z resztą. Gdy zrobiłam pierwszy krok do środka, zamarłam. Pokój miał szare ściany z czarnymi naklejkami w kształcie wzorków. Nie jestem dzieckiem, ale muszę przyznać, że wyszło im to całkiem przyzwoicie. Dobrze, że nie przesadzili. Przeniosłam wzrok na resztę pomieszczenia. W rogu stało dwuosobowe łóżko z czarną kapą i wieloma poduszkami na nim. Czy ja jestem w niebie? Po jego bokach stały drobne szafki. Na jednej stała lampka nocna, a na drugiej wazon ze świeżymi kwiatami. Podeszłam bliżej i w końcu poczułam. Lawenda. Pięknie. Mogę spokojnie umrzeć. Promienie słońca i czyste powietrze przedostawało się do pokoju przez otwarte okno, z którego widok był cudowny. Ukazywał mi się cały ogród. Uliczki. Drzewa. Nawet strumyk, przy którym niedawno byłam z nim. Wzdrygnęłam się na samą myśl i nagle mnie oświeciło. Moja ręka! Wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu łazienki i po kilku chwilach znalazłam ją i zakluczyłam się w środku. Podeszłam do umywalki, podciągając rękaw bluzy i znów tego dnia zamarłam. Żadnej krwi. Żadna z ran nie jest otwarta. Co… Wyszłam z łazienki jak zombie. Nie reagowałam na nic, bo byłam pogrążona w swoich myślach. Ktoś na mnie wpadł i wyrwał mnie z zamyślenia. Złapał mnie delikatnie za ramiona, bym nie upadła. Automatycznie chwyciłam dłońmi twardych jak stal ramion dla utrzymania równowagi. Gdy wiedziałam, że stoję już stabilnie i nie potrzebuję pomocy puściłam czyjeś ręce, a one puściły mnie. Spojrzałam na swojego ‘wybawcę’, a moje oczy napotkały ciepłe brązowe oczy, w których skakały iskierki, ale w głębi dało się zauważyć ból.
- Przepraszam- bąknęłam cicho i spuściłam wzrok, zagryzając nerwowo dolną wargę.
- Nic nie szkodzi. To ja powinienem przeprosić. Przepraszam. Nie wiedziałem, gdzie idę i miałem głowę w chmurach. Przepraszam.- powiedział szybko, na co uniosłam lekko brwi i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Nie musisz powtarzać. I przepraszać.- powiedziałam spokojnie. Już otwierał usta by coś powiedzieć, ale przerwałam mu.- Co powiesz na kompromis?- zapytałam, na co zamknął usta i przyglądał mi się bacznie. Skinął głową bym mówiła dalej, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.- Załóżmy, że całe to zajście się nie zdarzyło, hm?- patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem na ustach i lustrowałam jego twarz.
Jego blado różowe usta wyginały się w uśmiechu, ukazując białe zęby. Miał ciemniejszą karnację ode mnie, a na jego policzkach widoczne były rumieńce, które dodawały mu uroku. Jego jasnobrązowe włosy były postawione do góry, a jego szczęka miała lekki zarost, dodający mu męskiego wyrazu. Mógł mieć mniej więcej 20 lat.
- Pasuje mi taki układ.- jego głos okalało ciepło, co wprawiło moje serce w drganie. Po chwili wyciągnął w moim kierunku swoją rękę.- Jestem Liam.
Chwyciłam ją swoją drobniejszą i uścisnęłam lekko.- Skylynn.- przedstawiłam się.
Chłopak zadziwił mnie tym, że gdy powiedziałam swoje imię, nachylił się lekko, doprowadzając moją dłoń do swoich ust i delikatnie ucałował jej wierzch.
Jeju, moje serce. Myślałam, że za chwilę wyskoczy mi z piersi. Czułam jak moje policzki czerwienieją i spuściłam głowę, by je ukryć, gdy Liam prostował się. Czułam na sobie jego spojrzenie, a moje policzki przybrały już zapewne odcień buraka. Szybko puściłam jego dłoń, jakby mnie poparzyła, a słodyczą dla moich uszu był jego dźwięczny śmiech. Uniosłam na niego wzrok. Uśmiechał się do mnie. Nie wiedziałam czy odwzajemnić uśmiech czy nie, bo znając życie, a przynajmniej mnie, to zacznę uśmiechać się jak skrzyżowanie obłąkańca z klaunem, więc wolę nie.
- Miło mi cię poznać, Skylynn. A teraz wybacz mi, ale muszę iść. Spotkamy się potem na kolacji?- patrzył na mnie z kapką nadziei w oczach i uśmiechu, że nie mogłam i nie chciałam odmówić, więc skinęłam twierdząco głową. Jego uśmiech powiększył się, ucałował szybko mój policzek, znów podnosząc moje ciśnienie, i odszedł w głąb korytarza.
Co się właśnie stało? Weszłam do pokoju, podeszłam do łóżka i opadłam na nie, twarzą w poduszki. Satynowa pościel była delikatna i miła w dotyku. Jej zapach był cytrynowy, który orzeźwiająco wpłynął na moje zmysły i myśli. 
Liam. Czułam wzrastający uśmiech na moich ustach na samo jego imię. Ten jego uroczy uśmiech. Miłe oczy. Włosy, które aż proszą się, by przeczesywać je palcami. I ten głos. Boże. Chcę go usłyszeć ponownie. Zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do mojej jeszcze nie rozpakowanej walizki. Padłam przed nią na kolana, modląc się o ubrania stosowne do nawiązania nowej znajomości. Rozpięłam ją i zaczęłam przerzucać w niej wszystkie szmaty jakie miałam. Wyjęłam z niej w końcu czarną spódnicę do połowy ud w różowe kwiaty, jasno różowy sweterek i czarne rajstopy. Ja wcale się nie stroję, pomyślałam sobie, kiedy spojrzałam na ubrania, które trzymałam. Wstałam i rozebrałam się do bielizny. Jestem chyba jedyną dziewczyną na świecie, która nie miesza majtek ze stanikami, tylko nosi komplety. Naprawdę. Wszystkie dziewczyny jakie znam noszą inne majtki i inne biustonosze. Jak tak można? Naciągnęłam spokojnie na swoje nogi rajstopy. Wyglądały w porządku. Włożyłam sweterek, a potem spódnicę i wsadziłam sweterek za pasek spódniczki dla wygody i, po prostu, lepszego wyglądu. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam w lustro. Westchnęłam i odwróciłam wzrok, czując w oczach napływające łzy. Nienawidzę swojego ciała. Pamiętam jeszcze swoją rozmowę z mamą na ten temat.

- Z czym masz problem?- zapytała, jak gdyby nigdy nic. Posłałam jej puste spojrzenie.
- Nie zrozumiesz.- powiedziałam cicho, chcąc uniknąć tej rozmowy.
- Zrozumiem. Powiedz.- naciskała. Westchnęłam i zamknęłam oczy.
- Chodzi o to, że chociaż bardzo chcę, nie mogę nic zjeść, nie mogę się uśmiechnąć, nie mogę na siebie nawet patrzeć, a to dlatego, że jestem gruba.
- Nie jesteś gruba.- powiedziała, marszcząc brwi.
Prychnęłam.
- Mówiłam, że nie zrozumiesz.- szepnęłam i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając ją w totalnym ogłupieniu.

Gdy tamtego dnia wróciłam do pokoju pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z telefonu żyletkę i wyryłam sobie na brzuchu ‘FAT’. Zawsze byłam, jestem i będę gruba. Jedyne co potem pamiętam to ciemność. A następnie obudziłam się w szpitalu.
Otarłam łzy, które spłynęły mi po policzkach i zrobiłam to co wtedy. Zdjęłam klapkę z telefonu i wyjęłam swoją ostrą przyjaciółkę. Tak, zaprzyjaźniłyśmy się. Chwyciłam ją w palce, obracając ją w nich i je kalecząc. Podciągnęłam po chwili rękaw swetra i przyłożyłam ostrze do skóry. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Mojej skórze brakowało tego dotyku. Bardzo. Nacisnęłam żyletkę do skóry i powoli zaczęłam jechać nią w górę mojego przedramienia. Czułam jak przecina powierzchnię mojego ciała. Czułam jak się rozdziela. Czułam jak krew wypływa z rany. Słyszałam jak kapie na podłogę. Zatrzymałam się przy łokciu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na rękę. Osocze lało się z niej gęsto i szybko, a rana przybrała groźnego wyrazu. Nie, nie teraz. Zacisnęłam wargi, rzuciłam żyletkę i szybko wybiegłam z pokoju, prosto do łazienki. Wiedziałam, że zostawiłam po sobie krwawą dróżkę, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Zakluczyłam się i szybkim tempem szukałam apteczki. Jest! Wyjęłam ją szybko i otworzyłam drżącymi rękoma. Wyjęłam wodę utlenioną, odkręciłam i polałam ją na ranę, która po zetknięciu z cieczą zasyczała i piana, która się wytworzyła przybrała różowego koloru. Po kilku chwilach zmyłam to wszystko wodą, ale krew leciała dalej. Nałożyłam na ranę gazę, a potem owinęłam rękę bandażem. Dla lepszego utrzymania owinęłam też dłoń, by bandaż nie chodził w górę i w dół. Byłam już w tym wprawiona, więc poszło gładko. Opuściłam rękaw i wzięłam jakiś ręcznik, by zetrzeć nim krew. Zrobiła się niezła kałuża. Wytarłam ją i dróżkę, jaką stworzyłam i wyrzuciłam go do śmietnika. Przed wyjściem popatrzyłam w lustro, napotykając smutne, zmęczone oczy i bladą twarz, błagającą o odpoczynek. Albo nie. O pomoc. Ale nie lekarzy. Kogoś, kto mnie rozumie. Po kilku minutach ochłonęłam i weszłam do pokoju, by włożyć buty. Może nie pasują, ale moje buty ponad kostkę, podobne do glanów, to moje dzieci. Są wygodne, lekkie i, co najlepsze, bardzo wytrzymałe. Czuję się w nich bosko. Wyszłam z sypialni i powolnym krokiem zeszłam na dół. Pusto. Czyli, że jest już pora kolacji, jak mniemam. Słyszałam w głębi korytarza głuche rozmowy, więc podążyłam za tym tropem. Weszłam do ogromnego pomieszczenia, gdzie ludzie zebrali się, by zjeść posiłek, bądź pogadać lub ewentualnie pokiwać się na boki, jak co poniektórzy. Rozejrzałam się poszukując brązowej czupryny, jednak przede mną wyrósł Horan.
- Cześć.- uśmiechnął się lekko.
- Witam.- powiedziałam cicho i zrobiłam krok w tył. Zmarszczył brwi na mój ruch.
- Co słychać?
- Nic specjalnego.
- Cześć, Skylynn.- usłyszałam ze swojej prawej strony głos, który zmiękczył moje serce. Spojrzałam na stojącego już obok mnie chłopaka.
- Hej, Liam.- uśmiechnęłam się lekko.
Chłopak spojrzał na blondyna i uśmiech zszedł mu z ust. Wyczułam napięcie między nimi. Niall zacisnął pięści i szczękę, a twarz Liam’a stężała. Zadrżałam na to zdarzenie i bałam się tego, co będzie dalej. Pomocy.
____________________________________________
Witam, Szanownych Czytelników! :) Rozdział 4 wita. Mam nadzieję, że się spodoba i pozostawicie po sobie ślad. Następny rozdział wstawię dopiero pewnie we wrześniu. Dlaczego? Bo niedługo zaczyna się szkoła i to jest wszystko co dotychczas miałam napisane. Ale postaram się napisać więcej.
+ Jeśli ktoś ma ochotę i czas zapraszam na mojego drugiego bloga. Miłego czytania. :) x

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 3

Spojrzałam na niego kątem oka. Uśmiechał się cwaniacko. Na moją twarz spłynęła kaskada włosów, a chłopak zwilżył powoli językiem swoją dolną wargę. Muszę przyznać, z bolącym sercem, że to było szalenie seksowne. Uniosłam jeden kącik ust w górę i spojrzałam na znajdujące się przede mną jezioro. Wstałam i powoli podeszłam do brzegu. Czułam na sobie badawcze spojrzenie mojego towarzysza. Oparłam się o pień starego, masywnego drzewa. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, który jednak zignorowałam. Popatrzyłam w oczy swojego odbicia w błękitnej tafli wody. Nie umiem rozpoznać jakie uczucia były w nich ukryte. Moje zielonkawe oczy były przepełnione wieloma emocjami, których nie byłam w stanie odczytać. Mam takie same oczy jak moja zmarła babcia. Pamiętam słowa jakie wypowiedziała patrząc mi prosto w oczy, przed swoją śmiercią. Jej starsza, koścista dłoń chwyciła w palce moją drobniutką wtedy rączkę.
„Pamiętaj- miłość to ból. Okropny ból. Który będziesz chciała przeżywać ciągle w kółko. Miłość poprowadzi cię w życiu.”
A potem jej powieki zapadły na zawsze, ukrywając pod nimi wiecznie żywe, zielone oczy, w których cała jej babcina miłość wyrażała więcej niż tysiąc słów. Po samym wyglądzie mojej babci było widać, że daje ci całe swoje serce. Że kocha cię mimo tego jaki jesteś, jak wyglądasz czy jak się zachowujesz, bo dla babci zawsze będziesz miłym i słodkim wnusiem. Zawsze uśmiecham się na każde wspomnienie związane z nią, bo tak naprawdę to tylko ona nie krzyczała na mnie, jak robili to moi rodzice, gdy zrobiłam coś źle. Zawsze wtedy brała mnie na swoje kolana, przytulała do piersi i w tamtym momencie nie było nic prócz jej uczucia i serca bijącego jak dzwon. Pachniała mydłem i starością. Ale bardzo lubiłam jej zapach. Mówiła, że pachnę jak kwiaty. Słodkie i dojrzałe pąki. Mimowolnie uśmiechnęłam się, a za sobą wyczułam stojącego Horan’a.
- Powiesz mi coś o sobie?- zapytał jak gdyby nigdy nic i usiadł na brzegu, wpatrując się w wodę, w której odbite było zachodzące już słońce.
- A co chcesz wiedzieć?- zapytałam cicho, osuwając się powoli po pniu drzewa, wyprostowałam nogi i skrzyżowałam je w kostkach. Czułam jak woda z przemoczonej gleby wsiąka przez materiał moich trampek i moczy mi skarpetki, ale nie zawracałam sobie tym teraz głowy. Skierowałam twarz w kierunku blondyna i zauważyłam, że bacznie mi się przygląda.
- Wszystko.- to jedno słowo jakie padło z różanych ust chłopaka wprawiło mnie w lekkie wzburzenie w brzuchu.
- A dokładniej?- spytałam cicho, patrząc na jego gładką skórę. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, by nie zrobić czegoś głupiego jak na przykład, dotknięcie jego twarzy. Jego bladej twarz z ledwie widocznymi wypiekami na policzkach.
- Jak się nazywasz. Ile masz lat. Dlaczego tu trafiłaś.- odpowiedział obojętnie, ale w jego oczach zauważyłam błysk prawdziwej ciekawości. I czegoś… dzikiego.
- Jestem Skylynn. Mam 18 lat. A trafiłam tu przez to…- podwinęłam rękawy bluzy i bez krępacji pokazałam mu swoje cięcia.
Większość blizn była szerokości mniej więcej pół centymetra, były długie. Chłopak przyglądał się im, marszcząc brwi. Chwycił moją rękę i przyciągnął do siebie, jednocześnie sprawiając, bym i ja podsunęła się bliżej jego umięśnionego ciała. Błądził palcami po bliznach, aż napotkał jedną, która wyróżniała się wszystkim. Grubością, długością, miejscem i, co najważniejsze, świeżością. Przyglądał się jej. Czułam w tym miejscu piekący ból. Nie silny, ale czułam. Ale w tym momencie jego wzrok skierował się na moją twarz. Uczucie pieczenia nie przeszło, a nasiliło się wręcz. Zagryzłam wargę, próbując to ignorować. Niall, bo myślę, że mogę mu tak mówić, spojrzał mi w oczy. Jego niebieskie jak ocean tęczówki przechodziły mnie na wylot. Zajrzały w moją duszę, w mój umysł. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Zupełnie tak jakby moja dusza, moje emocje znalazły ujście w jego spojrzeniu, a całe moje wnętrze chciało oddać mu się, chciało zatopić się w jego spojrzeniu, ustach, ramionach i po prostu zatracić się w całym nim. Na jego usta wtargnął lekki uśmiech, który z mojego punktu widzenia wyglądał na kompletnie obłąkany. Delikatnie ścisnął moją rękę, w której pieczenie wypalało już moją skórę. Patrzyłam w jego oczy, ignorując ból, i zauważyłam, że stały się ciemniejsze o kilka tonów. Nie były już koloru morskiej fali, a przypominały bardziej wzburzone może czy też nawet niebo przed porządną ulewą. Starałam się zabrać rękę, ale chłopak tylko zacieśniał na niej uścisk, co sprawiło mi ból i zagryzłam mocno wargę. Błysk szaleństwa w jego oczach mignął nagle i po chwili zniknął, zwracając jego oczom błękit szafiru. Spojrzał na mnie jakby zaspany, zmarszczył brwi, a potem szybko mnie puścił i wstał, jak poparzony. Popatrzyłam na swoją rękę. Była cała we krwi. Rana jakimś cudem się otworzyła i spływały z niej strużki czerwonej cieczy. Wstałam z ziemi i otrzepałam spodenki z nieistniejącego brudu. Horan odwrócił się na pięcie i pośpiesznie odszedł. Zaciskał i rozluźniał pięści, starając się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z płuc, po czym postawiłam pierwsze kroki z tego miejsca. Wchodziłam po lekkiej górce, jaka tu była, kiedy za sobą usłyszałam coś jak… skrobanie? Odwróciłam się i rozejrzałam powoli. Ciche skrobanie nie ustawało. Spojrzałam na drzewo i zmrużyłam oczy, przyglądając się mu. Dźwięk ustał wtedy, kiedy znalazłam się bliżej pnia. Przyglądałam się grubej korze i sunęłam wzrokiem w górę, gdzie gałęzie rozprzestrzeniały się w potężną koronę. Do moich uszu dotarł cichy jak szum wiatru plusk. Spojrzałam trochę w dół. Na moim białym trampku widoczna była czerwona plamka. A koło niej lądowało jeszcze kilka tego samego koloru i zauważyłam jeszcze parę jasno-brązowych, które spadały z drzewa, z wnętrza jego kory. Odsunęłam się i szybko odeszłam. Nie wiem co jest nie tak z tym drzewem, ale powiem komuś, to na pewno się tym zajmą. W drodze nasunęłam na rękę rękaw bluzy i skrzyżowałam ramiona na piersiach, pokonując niewielkie przeszkody w postaci kamieni czy robaków, które, chcąc nie chcąc, zasługiwały na życie, ewentualnie lepszą śmierć niż zdeptanie przez niedoszłą samobójczynię. Przede mną wyrósł potężny budynek, wykonany z czerwonej cegły. Nie był w złym stanie jak większość budowli wykonanych z tego typu materiału. On trzymał się naprawdę dobrze. Zupełnie jakby został wybudowany niedawno. Spojrzałam na zegar, który znajdował się pod dachem, zawieszony dokładnie na środku, między pięknymi okiennicami. Za 20 minut miałam sesję z terapeutą. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Zawsze lubiłam robić, że tak powiem, jaja z tego tekstu Shakespear’a. Hamlet. Czytałam. Kilka razy. Nie znoszę tragedii, ale musiałam go chociaż zrozumieć, żeby dostać satysfakcjonującą mnie ocenę. 
Gdy przechodziłam koło jakiegoś mężczyzny w średnim wieku, usłyszałam kilka niezłych przekleństw, a potem mruknięcie. Zerknęłam na niego kątem oka i zobaczyłam, że lustruje mnie wzrokiem. Przyśpieszyłam tempa i już po chwili wchodziłam po schodach, przeskakując co drugi stopień. Po lewej stronie wyczułam dym papierosowy. Jednak nie, to nie był Niall. Dym był miętowy, a on był chyba zbyt dumny i męski, by palić papierosy, których tytoń zmieszany był z miętą bądź takowym olejkiem. Po prawej stronie poczułam jednak męskie perfumy, które podobały mi się od początku. Horan. Minęłam go bez słowa, ale czułam delikatne jak skrzydło motyla musnięcie jego dłoni, gdy przechodziłam koło niego. Specjalnie wystawił swoją rękę. Wiem to.

_______________________________________________

Oto i następny rozdział. Myślę, że na następny poczekacie dłużej, bo wciąż nie mam weny. Niestety. Ale będę pisać jeszcze jeden blog. Jeśli kogoś zainteresuje to proszę pisać.

Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Starałam się o dłuższy. Miłego czytania. :) x

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 2

- W porządku?- zapytał cicho, jakby bał się, że ucieknę na sam dźwięk jego głosu. W tym momencie był on niezwykle subtelny i wypełniony czymś na wzór troski.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo zaschło mi w gardle, więc w odpowiedzi pokiwałam tylko twierdząco głową. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale zamknął je zrezygnowany, kiwnął głową i odwrócił się do mnie tyłem, powoli odchodząc.
- Dziękuję.- szepnęłam swoim drżącym głosem.
Zatrzymał się. Przekręcił trochę głowę w moją stronę i spojrzał na mnie przez ramię. Popatrzył mi w oczy ostrożnie. Odwzajemniłam spojrzenie i posłałam mu uśmiech, mały, lecz pełen wdzięczności. I ciepła. W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko, skinął głową i odszedł. W jego chodzie coś się zmieniło. Nie chodził już jak postrach całego ośrodka. Chodził pewniej, ale i w pewien sposób weselej. Cała jego postawa zmieniła się, zupełnie jakby chciał, by ktoś docenił jego starania. Patrzyłam za nim póki nie zniknął mi z oczu. Czułam na sobie wzrok wszystkich tu przebywających osób. Oblizałam nerwowo wargi, wstałam i skierowałam się do wyjścia. Kątem oka zauważyłam jeszcze szepczące dziewczyn z mojej grupy. Niestety. Zignorowałam je i wyszłam. Wypuśćcie mnie z tego domu wariatów. Stawiałam pierwsze kroki na tarasie. Podłoga była wyłożona kremowymi, kwadratowymi kafelkami. Moje trampki wydawały cichy i głuchy stukot mimo tego, że nie miały one obcasów. Powoli schodziłam po schodach prowadzących do ogrodu. Wokół unosiły się noski klonu wirujące na wietrze. Gdzie nie spojrzę widzę soczystą zieleń. Pastelowe pąki kwiatów na gałęziach drzew czy między źdźbłami trawy. Powoli szłam po wąskim chodniku prowadzącym wzdłuż ogrodu. Wciąż się rozglądałam i wciągałam w płuca świeży i słodki zapach kwiatów oraz delikatną kwaskowość świeżo skoszonej trawy. Po bokach widziałam pacjentów. Zadrżałam na sam widok i odwróciłam wzrok. Niektórzy bujali się na boki i było widać, że coś złego dzieje się z ich psychiką. Ale niektórzy siedzieli spokojnie, przyglądając się przechodzącym osobom. Tak jakby byli gotowi zrobić wszystko, by móc jeszcze raz zrobić to, dzięki czemu się tu znaleźli. Patrzyłam przed siebie, zatapiając się w myślach. Co będzie, jeśli zasnę, a do mojego pokoju wejdzie morderca i zabije mnie we śnie? Co, jeśli swoim zachowaniem sprowokuję kogoś, a ten rzuci się na mnie nie zwracając uwagi na konsekwencje, a ja spocznę 3 metry pod ziemią? Co, jeśli…
- Nad czym tak myślisz?- zapytał cichy, nieomal szepczący, anielski głos, na którego dźwięk podskoczyłam, a na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Powoli odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Horan z delikatnym, zadziornym uśmiechem na ustach.
- Dlaczego cię to interesuje?- odpowiedziałam cicho pytaniem na pytanie i powoli usadowiłam się na dużym głazie, leżącym blisko jeziorka.
Jak ja się tu znalazłam?
Blondyn usiadł koło mnie. Ostrożnie musnął przy tym swoim ramieniem moje ramię. Przeszedł mnie delikatny, ale miły dreszcz.
- A zabronisz mi się tym interesować?

___________________________________________
Oto i rozdział drugi. Wybaczcie, że jest taki krótki, ale nie mam jeszcze weny, żeby cokolwiek napisać, a mam zamiar wziąć się za pisanie opowiadania na Wattpadzie z koleżanką. Oby coś z tego wyszło. (Jeśli ktoś jest zainteresowany to "Shadow Angel" na Wattpadzie. Prolog już jest. ;) ) Mam nadzieję, że cierpliwie czekaliście. Miłego czytania i udanych wakacji. :) x

wtorek, 8 lipca 2014

Notka informacyjna

Cześć, Kochani!
Chciałam przekazać, że następny rozdział pojawi się w pierwszej połowie sierpnia, gdyż iż ponieważ:
○ dziś wieczorem wyjeżdżam i nie będzie mnie miesiąc;
○ jakoś na razie brakuje mi weny, by napisać cokolwiek;
○ nie mam czasu na pisanie- tak, wiem "W wakacje nie mieć czasu?! What the f*ck?!", ale niestety mam w domu remont, musiałam się pakować i wszystko ustalać, więc nie wińcie mnie, że wszystko dzieje się od razu na początku wakacji.
Mam nadzieję, że będziecie wyrozumieli w tej sprawie i będziecie cierpliwie czekać na rozdział.
Jeśli będziecie chcieli dowiedzieć się czegoś czy też po prostu popisać to możecie pisać na mojego Twitter'a lub GG- 11434299. Postaram się odpisać jak będę miała czas, ale bądźcie pewni, że uzyskacie ode mnie odpowiedź. :)
Więc, to chyba na tyle  mojej strony.
Miłych wakacji życzę, Kochani.

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 1

Pierwsze zajęcia zapoznawcze. Mało słuchałam, bo wciąż myślałam o Horanie. On tu jest. Blisko. Uśmiechnął się do mnie. O, Boże… Ktoś klepnął mnie po ramieniu i podskoczyłam. Tak jak moje ciśnienie.
- Miło, że do nas wróciłaś.- uśmiechnęła się opiekunka. Odwzajemniłam niepewnie uśmiech.
- Przepraszam.- burknęłam. Machnęła ręką.
- Nie ma sprawy. Wiem, że zanudzam.- zaśmiała się jak i cała grupa. Fajna babka. Zaśmiałam się cicho. Spoważniała po paru chwilach.- Opowiedz nam o sobie.
Speszyłam się nieco, bo nie lubię rozmawiać o sobie. Nie potrafię. Wtedy całe moje ciało odmawia posłuszeństwa, nie mogę wydukać słowa. Ale czas się otworzyć… W końcu… Po to tu jestem.
- Nazywam się Skylynn…- usłyszałam chórek mówiący „Cześć, Skylynn”. Uśmiechnęłam się pod nosem.- Mam 18 lat. Mam sporo problemów i nie chcę o nich mówić, ale jednym z nich jest okaleczanie się.- zapadła głucha cisza. Westchnęłam i kontynuowałam.- Okaleczam się od kilku lat. I to wszystkim co znajdę. Rozbite lustro czy butelka, cyrkiel, nożyczki, nóż czy żyletka. Wszystko co ostre. Chociaż mogłabym użyć nawet kamienia i rozwaliła sobie nadgarstek, gdybym nie wytrzymywała. Rozdaję rady i pomoc na prawo i lewo, ale sobie już pomóc nie potrafię. Nie umiem słuchać się własnych rad.- spuściłam głowę.- Uzależniłam się od tego i od papierosów. Lubię czuć własny ból. Czuję wtedy, że, niestety, nadal żyję. Chociaż nie. Ujmę to inaczej. Nie żyję, a istnieję. Żyję, bo muszę. - tymi słowami zakończyłam swój opis.
Wszyscy zgromadzeni zamilczeli. Bez słowa wstałam i wyszłam z sali. Skierowałam się do wyjścia na taras. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o barierkę, zawieszając się na niej na brzuchu. Zamknęłam oczy. Tak po prostu stąd zlecieć. W dół. Otworzyłam oczy i ujrzałam beton, kilka metrów pod moją twarzą. Odetchnęłam i odchyliłam się stając na równe nogi. Wzięłam głęboki wdech czystego powietrza. Nie. Jednak nie czystego. Dym papierosowy. Odwróciłam się i moje oczy napotkały te same niebieskie tęczówki co przed budynkiem.
- Kogo moje oczy widzą? Panienka z komitetu powitalnego.- powiedział z delikatnym uśmiechem na blado różowych ustach, które chwilę potem zwilżył językiem.
Miałam lekko rozchylone wargi i patrzyłam na niego ostrożnie. Przyglądałam się ułożeniu jego włosów, zadziornemu uśmieszkowi na ustach i rękom w kajdankach. W jednej dłoni trzymał łańcuch- prawdopodobnie po to, aby nie zabić się jak szedł-, a w drugiej trzymał- co mnie zbytnio nie zdziwiło- papierosa. Jeśli dobrze odczytałam nazwę to był to Chesterfield. Chyba czerwony wnosząc po mocnym zapachu. Popatrzyłam na jego twarz. On również mi się uważnie przyglądał. Oblizałam nerwowo wargi przez co jego uśmiech się poszerzył. Wiedział, że budzi we mnie strach, i właśnie to dawało mu satysfakcję. Chciał czuć czyjeś przerażenie, wywołane jego osobą. Jego samą obecnością. Chciał mieć tę pewność, że ludzie się go boją i nie chcą przebywać w jego towarzystwie.
- Dym papierosowy cię nie płoszy?- zapytał cicho, po czym uniósł do ust dłoń z papierosem i wziął głęboki wdech. Nie odezwałam się przez chwilę, by zobaczyć jak dróżka dymu wylatuje z pomiędzy jego warg, by na koniec ich kąciki uniosły się w delikatnym uśmiechu, w którym było coś niepokojącego.
- Nie, nie płoszy mnie. Byłbyś tak miły i poczęstował mnie jednym?- popatrzyłam na niego, gdy jego brwi uniosły się wyżej na moje słowa.
- Grzeczne dziewczynki nie palą.- obejrzał mnie od góry do dołu.
- A kto powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką?- na moje słowa ponownie zwilżył swoje wargi językiem, wyjął z kieszeni paczkę- tak, zgadłam- Chesterfield’ów i wyciągnął w moją stronę.
Przybliżyłam się trochę i sięgnęłam po papierosa. Gdy go wyciągałam czułam jego wzrok na mojej dłoni. Przyglądał się jej.
- Taka delikatna… Niewinna… Bezbronna.- szeptał pod nosem.
Zabrałam rękę z papierosem między palcami i w ułamku sekundy przed moją twarzą zawisła ręka z zapalniczką. Popatrzyłam na jej właściciela.
- Jestem dżentelmenem..- próbował uśmiechnąć się bardziej uroczo niż złośliwie czy groźnie, co mnie bardzo zdziwiło, a na moich ustach wyrósł delikatny uśmiech. Miło, że jakoś starał się przypodobać, choć zdziwiło mnie to, że akurat mi.
Pochyliłam się lekko, aby mógł podpalić mi nikotynową bombę i z mojego ramienia spłynął kosmyk moich długich jasnych włosów. Jakoś się tym nie przejęłam, gdy nagle poczułam jak się unoszą. Popatrzyłam w bok i Horan właśnie zakładał mi kosmyk za ucho, przy czym delikatnie musnął mój policzek swoim kciukiem. Jego kącik ust drgnął. Przez jakiś moment nie zabierał ręki, a ja-o dziwo- nie chciałam, żeby ją zabierał. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, w których nie widziałam nic prócz chęci zmiany i samotności. Posłałam mu ciepły uśmiech, który po chwili odwzajemnił i powoli zabrał rękę. Zadrżałam, gdy jego ręka opuściła okolice mojej twarzy. Odchrząknął i odsunął się.
- Dziękuję za papierosa.- szepnęłam zaciągając się trującym dymem, nadal patrząc na jego osobę. Kiwnął głową i bez słowa zszedł z tarasu i wszedł do wnętrza budynku, zostawiając mnie samą, palącą tytoniową śmierć.
Chwilę za nim patrzyłam, nie przestając palić Chesterfield’a. Drgnęłam, gdy moje usta przeszedł palący dreszcz, pochodzący od spalonego już filtru papierosowego. Pokręciłam głową z dezaprobatą samej sobie i wyrzuciłam peta do stojącej obok popielniczki. Poprawiłam swój kremowy top i powoli weszłam przez drzwi, które momenty wcześniej odwiedził blondyn. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Salon. Dość przestrzenny i jasny pokój. Siedziało w nim sporo ludzi. Jedni w kajdankach, drudzy nie. Zmrużyłam oczy, patrząc na zgromadzonych tu osobników i przeszłam na fotel stojący wolno w końcu sali. Podkuliłam pod siebie nogi, obejmując je ramionami i dyskretnie przyglądałam się każdemu z osobna. Większość przebywających tu osób to mężczyźni. Grali w karty. Oglądali telewizję lub siedzieli na krzesłach i patrzyli tępo w ścianę. Nikt nie rozmawiał. Słychać było tylko szum z telewizora i cichą muzykę klasyczną z radia, stojącego na parapecie. Poczułam na plecach przechodzący mnie dreszcz. Rozejrzałam się i moje oczy napotkały wzrok mężczyzny, podejrzewam, że był po czterdziestce. Wysoki, barczysty i z ciemnym zarostem. Widać było, że jest groźny po samej jego postawie. Lekko zgarbione plecy i zaciśnięte pięści mówiły tylko o tym, że chce jak najszybciej się stąd wydostać. Jest gotowy na ruch z każdej strony. Czeka na przeciwnika. Na ucieczkę. Spojrzałam w jego ciemne, wrogie oczy. Jest gotowy zabić, by znaleźć się gdzie indziej byle nie tu. Zacisnęłam wargi, wstając z fotela. Poruszył się i w ułamku sekundy znów siedziałam na fotelu z jego twarzą usadzoną nad moją. Z jego rozchylonych warg wydobywał się nieprzyjemny zapach. Skrzywiłam usta w grymasie i starałam się nie oddychać. Nagle za jego plecami zobaczyłam blond czuprynę, a potem na jego ramieniu wylądowała dłoń, która w jednej chwili zacisnęła się na jego ramieniu i odciągnęła go ode mnie. Spojrzałam na swojego wybawcę. Horan. Uśmiechnął się do niego sztucznie i bez słowa odepchnął go od siebie na mniej więcej odległość jednego metra. Mężczyzna spojrzał na niego groźnie, posłał mi swój ohydny żółty uśmiech i odszedł, zaciskając pięści. Usiadłam prosto. Moje wargi się rozchyliły i zadrżały. Tak jak całe moje ciało. Spojrzałam na blondyna. Znów się mi przyglądał.

__________________________________________
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podoba. Dość długo go pisałam, bo aż dwa tygodnie, a i tak jest jaki jest, czyli nie idealny, a bardziej podchodzący pod 'badziewie', ale zostawię to Wam do skomentowania. I, proszę, jeśli przeczytacie to zostawcie po sobie komentarz. Nawet buźkę. Nie wiecie jak komentarze motywują i cieszą. :) x

środa, 25 czerwca 2014

Zwiastun

~
Zwiastun do mojego opowiadania wykonałam sama- i to w programie, który aż prosi się o to bym przybiła mu piątkę, krzesłem w ekran-, więc, proszę, PROSZĘ, nie komentujcie go źle.
I mam nadzieję, że się spodoba. :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Prolog

- Nie chcę tam jechać!- krzyknęłam na całe auto, że moi rodzice skrzywili się na ten dźwięk.
- Musisz.. To co robisz jest złe.- powiedziała moja „kochana” mamusia.
Przewróciłam oczami i poruszyłam bezgłośnie ustami: „To co robisz jest złe.”. Nie będą mi mówić co jest dobre, a co złe, skoro zostawili mnie na pastwę stryja, a sami pojechali na Karaiby i płowili się w słońcu i oceanie. Nie odzywałam się przez całą drogę do ośrodka. Tak, dokładnie. Ośrodek dla młodzieży, która buntuje się i próbuje zrobić coś wbrew prawu. Innymi słowy: ośrodek dla młodzieży, która ma tak nasrane na bani, że tnie się, gwałci, morduje. Ja tylko się tnę, a wszyscy robią z tego wielką aferę! Nie boję się tam jechać, tylko nie chcę. Nie pozwolą mi tam zadawać się z moimi ostrymi przyjaciółkami. Mam swoje problemy, o których oni nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. Chcą się mnie tylko pozbyć. Najciekawsze jest to, że ten ośrodek jest połączony ze szpitalem psychiatrycznym dla morderców. Dobra, tego się już trochę boję.
Po dwóch godzinach dojechaliśmy i ojciec zatrzymał się przed ogromnym budynkiem. Był piękny. Taki mroczny i tajemniczy, ale z innej strony jasny i łagodny. Nie podoba mi się tutaj. Rodzice poprowadzili mnie w stronę schodów i właśnie wtedy na podjazd przed schodami zatrzymał się wóz pancerny. Zatrzymaliśmy się i patrzyliśmy kto z niego wyjdzie. Strażnicy wyszli z przednich siedzeń i podeszli do tyłu. Wiatr zawiał mocno i poczułam ich strach. Bali się tego kogoś w środku. Powoli otworzyli drzwi i wyciągnęli jakiegoś mężczyznę. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Miał mniej więcej 20 lat. Spojrzał mi głęboko w oczy. Jego tęczówki były piękne. Jak szafiry. Zadziornie się uśmiechnął. Coś zabrzęczało. Spojrzałam trochę niżej i ujrzałam, że ma kajdanki na nadgarstkach i kostkach. Zaciskał pięści. Strażnicy szarpnęli go lekko i poprowadzili do środka.
- Boże…- powiedziałam cicho w powietrze, które powiało moje słowa do uszu 20-letniego boga o oczach jak morska fala. Poczułam jego szeroki uśmiech.- To morderca…- powiedziałam do siebie, wodząc wzrokiem po jego umięśnionych plecach obciśniętych pomarańczowym kombinezonem.- To Niall Horan.



___________________________________________________

Wybaczcie, że taki krótki, ale cóż... Prolog to prolog. I jest trochę nudny, ale rozdziały są, mam nadzieję, lepsze. Miłego czytania. x
+ Wybaczcie mi wygląd bloga/ tła/ czcionki i wszystkiego innego, bo nie jestem obeznana w Bloggerze, więc przepraszam. xx

Bohaterowie


Skylynn Peaters | 18 lat| autoagresja| „Nikt nie będzie mówił mi co mam robić, bo nikt za mnie MOJEGO życia nie przeżyje.”


Niall Horan |20 lat| morderca; schizofrenia| „Jestem mega uroczy, mam blond włosy i niebieskie oczy. A to, że mówicie, że jestem chory psychicznie to wasz problem.”

_________________________________________________

Następni bohaterowie będą dodawani z czasem. x

niedziela, 15 czerwca 2014

Fabuła

Nastoletnia Skylynn Peaters trafia do ośrodka dla młodzieży z problemami, a w tym samym czasie do szpitala psychiatrycznego dla seryjnych morderców trafia 20-letni Niall Horan. Oba te miejsca znajdują się w jednym budynku, co sprowadza do wielu kontrowersji. Ci dwoje nawiązują kontakt, bo czują się w swoim towarzystwie dobrze. Wkrótce dookoła zaczynają ginąć pacjenci. Nie tylko ośrodka, ale i szpitala. Wszyscy obwiniają się wzajemnie. Ale konstrukcja ma swój własny sekret. Niall i Skylynn będą chcieli dowiedzieć się jaki, jednocześnie zbliżając się do siebie.